BEGIN TYPING YOUR SEARCH ABOVE AND PRESS RETURN TO SEARCH. PRESS ESC TO CANCEL

O ukrytym skarbie, cadyku i żydowskim cmentarzu

Dziś rano „nieoczekiwanie” natknęłam się na trzy legendy związane z Kazimierzem. Piszę „nieoczekiwanie” bo chcąc urozmaicić jakoś szary styczniowy poranek szukałam legend właśnie (takie hasło wpisałam w wyszukiwarkę) i znalazłam je w tajemniczej wersji – nie podano źródła, udostępniono za to do pobrania jako plik. Z powodu mojej chwilowej kolanowej niedyspozycji po upadku na nartach nie ruszam się z domu i nie mogę iść do biblioteki aby sprawdzić, kto je spisał. Jak się dowiem – napiszę. Jeżeli wiecie – piszcie. Z mojego kazimierskiego łóżka serdecznie o to proszę. Tę ostatnią legendę, o żydowskim cmentarzu, znałam wcześniej.

Legenda o ukrytym skarbiehashphoto-mh8_remu_vwvwikxpgoebustbsvfrvov.jpg

Działo się to bardzo dawno temu, w mieście Kazimierz, który od Krakowa dzieliła tylko rzeka Wisła. Żył tam pewien pobożny człowiek o imieniu Ajzyk Jekeles (Izaak Jakubowicz). Choć był uczonym, i nazywano go reb, czyli nauczyciel, bieda nie opuszczała jego domu. Co dzień modlił się do Boga o poprawę losu.
Pewnej nocy miał dziwny sen. Śniło mu się piękne miasto o wielu malowniczo położonych na dwu brzegach szerokiej rzeki ulicach i placach. Kiedy je podziwiał, głos jakiś przemówił w te słowa: Piękne miasto, które widzisz, to Praga w dalekich Czechach. Jedź tam, a gdy zaglądniesz pod kamienny most, który łączy brzegi rzeki Wełtawy staniesz się bogatym człowiekiem. Rano reb Ajzyk przypomniał sobie sen, ale czy mądry człowiek wierzy snom? – pomyślał i zapomniał o całej sprawie. Po kilku dniach sen się powtórzył raz, potem jeszcze raz.
– Przydałby mi się skarb, choćby i niewielki – westchnął uczony mąż i już widział przed oczyma wyobraźni, jak cieszyłaby się jego żona i dzieci.
Zdecydować się na podróż było bardzo trudno. Daleka droga była wówczas pełna niebezpieczeństw, a w dodatku jak tu zostawić rodzinę w biedzie. Wyruszył jednak, wiele dni i nocy spędził w drodze, aż na koniec dotarł do miasta. Było tak piękne jak we śnie. Zobaczył też most, strzegli go jednak żołnierze. Chciał podejść bliżej, ale bał się. Podchodził tak i cofał się kilka razy.
– Czyż odbyłem moją drogę na próżno? – pomyślał i podszedł by zaglądnąć pod most. Nic tam jednak nie zobaczył, a żołnierze złapali go i zaprowadzili przed swojego dowódcę. Reb Ajzyk przyznał się, dlaczego zaglądał pod most.
– Ty głupi człowieku – powiedział dowódca. – Odbyłeś taką drogę z powodu snu? Gdybym ja wierzył w sny, musiałbym teraz jechać do Krakowa, śniło mi się bowiem, że w domu pewnego Żyda, znajduje się skarb ukryty pod piecem. Słyszałem nawet jego imię, brzmiało Ajzyk Jekeles.
Reb Ajzyk nic więcej nie powiedział, a kiedy żołnierze puścili go wolno, szybko wybrał się w drogę powrotną. Kiedy znalazł się w domu, pod piecem w swojej izdebce znalazł skarb.
Z wdzięczności ufundował Synagogę, którą nazwano jego imieniem i bogato ją wyposażył.
O bogactwie Synagogi dowiedzieli się złodzieje i postanowili ją ograbić. Dowiedziawszy się o tym, fundator, za radą rabina, nakazał kilku młodym Żydom przebrać się w rytualne koszule pośmiertne i przyczaić się na cmentarzu Remuh, przez który prowadziła jedyna droga do Synagogi. Kiedy złodzieje nocą chcieli przejść przez cmentarz, „duchy” wyszły zza nagrobków i wystraszyły ich tak, iż nigdy więcej nie wrócili do swojego niecnego pomysłu.

Legenda o cadykuhashphoto-zydzi_plac_nowy_zywkqsbfglmzqkxo.jpg

Pytacie, czy łatwo zostać cadykiem? Nie łatwo, bo cadyk, czyli Sprawiedliwy, to mąż pobożny i pokorny, dla wszystkich stanowiący wzór. Opowiem Wam o człowieku, który został uznany cadykiem po śmierci.
– Czy to możliwe? –  zapytacie. Otóż tak. Posłuchajcie.
Żył na Kazimierzu bogaty człowiek. Był bardzo pobożny, modlił się, chodził do Synagogi, ale na prośbę biednych o pomoc zawsze odmawiał. Czy był Sprawiedliwy? Nie. Dlatego, kiedy umarł, pochowano go na samym końcu cmentarza, gdzie chowa się zwykłych ludzi, nie zaś z przodu, gdzie grzebano Sprawiedliwych. W pierwszy szabas po jego śmierci wszyscy biedacy z okolicy, którym zawsze odmawiał pomocy ze zdziwieniem spostrzegli, że nie dostają już datków, które nieznany ofiarodawca zostawiał im w przedsionku Synagogi. Wtedy okazało się, że to właśnie ów „skąpiec” był najhojniejszy, ale nie chciał, by ktoś o tym wiedział, ponieważ pomoc innym, o której nikt nie wie, jest najmilsza Panu Bogu. Kiedy wiadomość ta rozniosła się między Żydami, w uznaniu dla jego postawy ogłosili „skąpca” cadykiem. Jego grób nawiedzali liczni pielgrzymi, a kiedy umarł rabin, pochowano go obok „skąpca”, tak jak prosił, bo jest zaszczytem spoczywać obok cadyka.

„Pamiętaj, abyś święcił dzień święty”. Legenda o żydowskim cmentarzu. hashphoto-szeroka_nwkxadtwbyymdkdugknzpsnr.jpg

Na skraju ulicy Szerokiej znajduje się ogrodzone miejsce, na którym kiedyś był cmentarz. Skąd się tam wziął? Legenda mówi, że pochowano na nim Żydów, którzy zapomnieli o Bożych Przykazaniach.
Dawno temu w Kazimierzu żyła biedna sierota Chana. Nie miała nic własnego, mieszkała u krewnych swojej zmarłej mamy. W sąsiednim domu mieszkał młody chłopak Dawid, który pracował w kazimierskiej piekarni. Często widywał pracowitą i pobożną dziewczynę z sąsiedztwa. Kiedy Dawid skończył 18 lat namówił ojca, by w jego imieniu poprosił o rękę Chany. Krewni Chany wyrazili zgodę, by sierota wyszła za Dawida.
W tamtych czasach, gdy dziewczyna wychodziła za mąż musiała mieć własny majątek zwany posagiem. A biedna Chana nie miała nic własnego i nie miała również rodziców, którzy kupiliby córce stół, łóżko, poduszki, kołdrę, naczynia i inne domowe sprzęty. Krewni Chany byli również ubodzy, więc na posag dla dziewczyny musieli się złożyć wszyscy Żydzi mieszkający w Kazimierzu. A ci ociągali się z darami.
Termin ślubu wyznaczono na piątek, jeszcze przed rozpoczęciem szabatu, świętego dnia odpoczynku. W sam szabat nie wolno urządzać ślubu ani wesela, bo ten dzień w całości poświęcony jest Bogu. Ponieważ Żydzi kazimierscy niechętnie wyciągali pieniądze z sakiewek na posag dla Chany, to uroczystości ślubne, a po nich wesele rozpoczęły się w piątek, dopiero po zachodzie słońca. A to oznaczało, że rozpoczął się szabat i nadszedł czas na modlitwę, a nie na zabawę. Wesele trwało w najlepsze; biesiadnicy weselili się, pili i zakłócali spokój tak, iż pobożni Żydzi nie mogli się modlić w pobliskiej synagodze. Wtedy rabin Mojżesz Isserles zwany Remu wyszedł do bawiących się i upominał ich, że łamią przykazanie nakazujące „dzień święty święcić”.
Ci nie posłuchali rabina i bawili się dalej. Wtedy Bóg objawił swój gniew. Chana i Dawid wraz z gośćmi weselnymi zostali ukarani śmiercią za nieprzestrzeganie Bożych Przykazań. A w miejscu weselnej zabawy urządzono cmentarz, na którym pochowano wszystkich grzeszników.
Jeszcze przed siedemdziesięciu laty mieszkańcy Kazimierza pokazywali sobie nagrobki Chany i Dawida na tym cmentarzu i przestrzegali się nawzajem przed zapominaniem o dniu świętym.

hashphoto-chlopcynacmentarzu_wuauoleknokcb.jpg
Znaleziono na stronie: Legendy_Krakowskiego_Kazimierza
Fotografie pochodzą ze zbiorów Muzeum Historycznego Miasta Krakowa
Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

0 Komentarze

Skomentuj