Pochodzi z Tarnobrzegu. Absolwent krakowskiej PWST. Twierdzi, że aktorstwo jest jego życiową pasją. Założyciel teatru Eloe Theatre of Noise, współwłaściciel Kawiarni Naukowej. Gra na bębnach, pianinie, gitarze elektrycznej. Obecnie jego pasją jest freestyle media performance
Jakuba Palacza znałam z widzenia – z Kazimierza, z teatru, internetu, mniej z telewizji, której prawie nie oglądam. Wiele też dobrego o jego inicjatywach słyszałam od znajomych. Bardzo ucieszyłam się, kiedy zgodził się udzielić mi wywiadu, a potem rozpoczęłam przygotowania, przeglądanie artykułów, wywiadów z nim i… moja radość prysła. Ogarnęło mnie przerażenie: o co pytać tego człowieka? Nie mogę zapytać, czym się zajmuje, powinnam pytać raczej, czym się nie zajmuje. Człowiek – orkiestra. Człowiek – teatr.
Najważniejsze role teatralne:
Dziki Europejczyk Nędzarz – „Panna Tutli Putli” Witkacego – PWST 1997,
Bielajew – „Miesiąc na wsi” Turgieniewa reż. Barbara Sass – teatr Bagatela 1998,
Pijanica – „Prorok Ilja” Słobodzianka reż. Mikołaja Grabowskiego – PWST 1998,
Anhelli – „Anhelli” Słowackiego reż. Jakub Palacz – Eloe Theatre of Noise
Role w spektaklach w reż. Bartosza Szydłowskiego w Łaźni Nowej:
Paweł Godny – „Tatuaż” 2002,
Bartek – „Pokolenie Porno” 2003,
Qpsko – „Wścieklizna show” 2003,
Król Edyp – „Edyp” Sofoklesa 2005
Role filmowe:
Goldbaum, „Syzyfowe prace” Żeromskiego reż Paweł Komorowski 2000
Witaj, Kubo. Nie ukrywam, że miałam tremę przed spotkaniem z Tobą. Wpisuje się w internet Twoje nazwisko i lista odnośników wydaje się nie mieć końca. Bywa, że Twoje nazwisko pojawia się przypadkiem, ale bardzo często wypuszczasz w eter projekty, scenariusze Twojego autorstwa. Ciągle tworzysz, Kuba.
Piszę, działam. Popularność w internecie bierze się stąd, że działam też festiwalowo, w części festiwali sam uczestniczę. Na przykład podczas festiwalu Malta w Poznaniu w rok 2008, gdzie wystąpiliśmy z „Anhellim” Słowackiego i faktycznie bardzo wysoko ten spektakl był oceniony. „Dramat na miarę wszechczasów” to jest moja sztuka, którą napisałem i grałem w niej, sztuka polityczna. Została nagrana, puszczamy ją raz na jakiś czas. Od lat działam też jako juror w Orange Festival, który jest coraz bardziej popularny i ma coraz lepszą renomę, podobnie jak Bartoszki i inne festiwale. W Przemyślu festiwal, którego też byłem jurorem. Takie zjawiska tworzą wizerunek. Teraz będzie nowy atak na internet – Festiwal Interakcje, w którym jestem zaproszony jako uczestnik, będę robił mój FREESTYLE TV PERFORMANCE. Jest to rodzaj performance, który powstał w Kawiarni Naukowej i myślę, że jest teraz najbardziej znany. Choćby taki, jak „Lalka Prusa kontratakuje”. Ten performance był protestem przeciwko używaniu powieści „Lalka” do reklamowania telefonii komórkowej. Kolejny: „Rambo Freestyle TV” – bardziej artystyczny ale też według mnie ciekawy i inne, których nie wrzuciłem na YouTube, ponieważ są wciąż za mało cenzuralne.
A możesz wyjaśnić, czym jest freestyle TV performance?
Mówiąc wprost puszczam dźwięk i zmieniam ścieżkę dźwiękową, tworząc ją na żywo. Taka trochę głupia zabawa i myślałem, że każdy to potrafi. Potem się okazało, że jestem w tym najlepszy. Niewiele środków tu potrzeba – właściwie tylko mikrofon. I to jest fajne. Freestyle TV performance czyli medialny performance. Zobaczymy jak się to potoczy może kiedyś będę pisał doktorat na ten temat.
Świetnie! Ale powiedz jak wśród tej masy spraw, którymi się zajmujesz, znajdujesz czas na życie osobiste? Czy wiesz jeszcze, gdzie kończy się teatr a gdzie zaczyna życie?
Życie osobiste toczy się wewnątrz, bo moja partnerka, Ewa, jest również basistką w moim zespole, staram się razem prowadzić sprawy teatru i zespołów czyli Eloe oraz Trans Loli nowego zespołu, który powstał w Kawiarni Naukowej. Jestem ojcem chrzestnym tego zespołu. Zespół Eloe istnieje niezależnie od teatru Eloe (Eloe Theatre of Noise). Zespół koncertuje sam, ale również gra z innymi zespołami. Nowa rzecz to jest Eloe Kabaret i to są drzwi do teatru; aktor gra najpierw u mnie w kabarecie, potem dopiero w teatrze, w kabarecie go sprawdzam. Potem mogę go polecić. Ten kabaret to najnowsza nasza produkcja. Kabaret w starym stylu, przeróbki starych hitów, są tam piosenki feministyczne. Są też piosenki niecenzuralne.
Ewa Langer i Jakub Palacz, Festiwal Bartoszki, Tarnobrzeg 2009
Może ta „niecenzuralność” to tylko Twoje odczucie?
Dzisiaj są niecenzuralne. Z punktu widzenia tego, kto rządzi w naszym kraju, moja osoba jest niecenzuralna. Podobnie jak teksty mojego zespołu są niecenzuralne. Piosenka „Gwałt” jest nie do puszczenia w mediach publicznych. Internet daje możliwość upublicznienia takich utworów, które gdzie indziej nie mogłyby zaistnieć. Czułem to dobrze, kiedy robiłem radio internetowe. Mogłem powiedzieć wszystko, puszczać każdy kawałek, tymczasem w radiu naziemnym wróciły stare demony. Prezes u góry słucha, czy kogoś się nie obrazi. Świat mediów jest przerażający. Nastroszony, nie można drgnąć ani w lewo, ani w prawo.
Kazik Staszewski śpiewa słowa nieparlamentarne, puszczają go
Ale nie wszystko. Piosenki: „Kurwy wędrowniczki” nie puszczają.
Kazik klnie też w innych piosenkach…
Mojego „Gwałtu” nie puszczą, to piosenka o tym, że dziewczynę gwałcą w piwnicy z dokładnym opisem. Rozumiem, że takiej piosenki dzieci nie powinny usłyszeć. Ta piosenka uderza w mit, że to kobieta prowokuje mężczyznę do gwałtu. Była kiedyś taka akcja w Warszawie, dostałem z niej materiały od dziewczyn, które brały w niej udział. Refren jest taki: „Wysoki sądzie to nie był gwałt, ona tego chciała, ta dziwka mnie sprowokowała”. Mężczyzna daje sobie prawo do tego, aby zgwałcić. Bo dziewczyna patrzy zalotnie, bo idzie takim a nie innym krokiem… Bardzo feministyczny kawałek. W Krzeszowicach graliśmy go przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i widziałem tłum dziewczynek przed sceną, które zasłaniały rękami uszy; nie chciały go słuchać. Nie jest łatwy. Kiedy śpiewam, że Polska jest „Colony Of the USA” to problem polityczny, jak śpiewam „Your Religion Your Problem” to jest problem religijny, bo mówię, że postawa antyreligijna jest pozytywna. Dlatego uważam, że jeżeli jest internet, jest MySpace – to nie muszę się pchać do radia czy telewizji. Bo te kawałki nigdy nie zostaną puszczone, nikt nie chce ryzykować problemów z Kościołem, z państwem, społecznych. Jedynym radiem, które puszczało „Gwałt” było Radio Rak – radio studenckie.
Jakub Palacz i Ewa Langer, koncert zespołu Eloe
Miałeś kiedyś jakieś trudności w związku z „nieparlamentarnością” Twoich utworów? Spektakli?
Miałem sporo problemów ze spektaklem „Anhelli” Słowackiego. Są w nim elementy charakterystyczne dla performance’u, muzyka na żywo. Sam „Anhelli” to trudny poemat – widzimy w nim innego Słowackiego; już nie ten poeta zawieszony wysoko nad światem, uduchowiony, który płynie parowcem przez Morze Śródziemne do Neapolu i snuje wizje. Spektakl – oceniany przez wielu jako antykatolicki – był kontrowersyjny. Musiałem wzmocnić rolę księdza, który w spektaklu staje przed różnymi dylematami, Łukasz Marciszyn obronił tę rolę. Z kolei szybko popularne stały się „Dzieci energii” – moja sztuka przeciwko sektom religijnym. Jest ona protestem przeciwko wykorzystywaniu uczuć religijnych człowieka do realizacji własnych potrzeb materialnych, co dzieje się bardzo często. Szybko podchwycił to Kościół katolicki i zapraszał mnie ze sztuką parę razy. Czułem się używany wtedy do czegoś. Ale sztuka się broniła. Jest klepnięta przez kuratorium, Często graliśmy tę sztukę w różnych miejscach w domach kultury, masa ludzi ją zobaczyła.
„Dzieci energii” uzyskały popularność. Reszty swoich utworów jednak nie starasz się popularyzować w radiu czy telewizji. Widzę jednak, że nie rodzi to Twojej frustracji. Znajdujesz sobie własne kanały twórczości
Tak. Buduję własny świat internetowy. Moim marzeniem jest duży serwer, własny portal. Internet jest przyszłością mediów.
Przeczytałam gdzieś, że za swoje zalety uważasz upór i fantazję…,
To nie ja to wymyśliłem, powiedziała to o mnie Barbara Sass. Jej spektakl „Miesiąc na wsi”, w którym debiutowałem, spotkał się ze świetnym przyjęciem także wśród krytyków. Pani Sass napisała mi potem podziękowanie – bardzo miłe słowa – właśnie za „upór i fantazję”.
Określasz się podobno mianem „przyjemnościowca”?
Dążę do tego, żeby robić to, co jest przyjemne. To, czego nie lubię, to rozliczenia podatkowe, urzędy. Nie rozumiem systemu pitów. W naszym państwie ciągle mamy coś do oddania, ciągle można nas za coś karać – to są pozostałości starego systemu. Coś we mnie buntuje się przeciwko temu.
Ale co byłoby bez tego systemu?
Można go uprościć. Jest zbyt skomplikowany. Palikot obiecywał przyjazne państwo. Już nie mówię o narkotykach. Nasi sąsiedzi Czesi zrobili znaczny krok w kierunku liberalizacji polityki w kwestii narkotyków. U nas w dalszym ciągu będzie się sadzało ludzi do więzienia za to, że posiadają gram marihuany. Pod tym względem żyjemy w bardzo restrykcyjnym kraju.
Z kim współpracujesz? Przy tak szeroko pojętej działalności artystycznej to muszą być setki ludzi. Czy masz stałych współpracowników?
Współpracuję z Łaźnią, z Project Theater Studio (Austria), teatrem Arche – teatr z ambicjami artystycznymi, obecnie gramy „Zemstę”. Gram Papkina. Szalona rola, najwspanialsza, jaką można w polskiej literaturze znaleźć. Najbardziej męcząca, po godzinie gry jestem kompletnie wykończony. Jeździmy też z „Zemstą” do Warszawy, aby przedstawiać ją w teatrze Bajka. Współpracuję też z Centrum Sztuki Współczesnej Solvay. To są instytucje, które co roku pomagają mi coś fajnego robić.
Obecnie Łaźnia już nie istnieje na Kazimierzu?
Na miejsce Stowarzyszenia Teatralnego Łaźnia powstał Tatr Łaźnia Nowa, który ma siedzibę w Nowej Hucie. Teatr Łaźnia Nowa obecnie jest instytucją miejską, szefem jest Bartek Szydłowski. Kiedy działaliśmy tutaj mieliśmy poczucie, że nie pisano o nas, że nas nie doceniano, internet nie miał takiego znaczenia jak dzisiaj. Obecnie istnieją całe serwisy. Gdybyśmy wtedy mieli takie możliwości – na pewno byłoby znacznie lepiej. Mam wrażenie, że repertuar Łaźni na Paulińskiej był bardziej ambitny niż dzisiejszy, ale to już jest wina tego, że Bartek podlega różnym naciskom.
W jakim sensie?
Sposób w jaki dawniej robiliśmy performance dzisiaj byłby nie do przyjęcia. Na przykład „Pielgrzymka do Świętych Miejsc Konsumpcji” – pod egidą Łaźni – był to performance robiony w supermarketach. Chcieliśmy pokazać, że tworząc sieć wielkich sklepów, społeczeństwo stworzyło religię konsumentów. Chodziło o zobrazowanie zachowania ludzi, którzy jadą w niedzielę do supermarketu i zachowują się emocjonalnie tak, jakby to była ich świątynia. To ich kręci. Drugi performance to „Misja Nowa Huta”. Są w internecie dwa filmy na ten temat, jeden nie nasz, drugi nasz o tym że kosmici wylądowali w Nowej Hucie. Akcja została bardzo fajnie potraktowana przez gazety – casting na kosmitę ogłoszony w Gazecie Wyborczej wywołał duże zainteresowanie. Ale okazało się później, że gazeta Fakt wykorzystała to przeciwko Szydłowskiemu. Ukazał się bardzo krytyczny artykuł, sugerujący, że Łaźnia marnuje pieniądze, które dostaje od miasta. Rozumiem zatem, że Bartek ma teraz zupełnie inną sytuacje, musi uważać co robi – znacznie bardziej niż podczas działalności tutaj na Kazimierzu.
Ale być może opinią w gazecie Fakt nie należy się przejmować?
Owszem, ale uderzenie było bardzo konkretne, skierowane w czuły punkt społeczeństwa: patrzcie co oni robią za nasze pieniądze. Atak z celowo złymi zdjęciami. To jest dla artysty najgorsze, moim zdaniem tak niszczyło się ludzi za komuny.
Jakub Palacz w „Anhellim”, Festiwal Malta Poznań 2007
Co możesz powiedzieć o Teatrze Pod Mocnym Aniołem?
To młoda grupa teatralna, która pojawiła się dwa lata temu. Nie wiadomo, czy przetrwa: to są młodzi ludzie, którzy zdają teraz maturę. Wiadomo jak jest po maturze, różne rzeczy się dzieją, ludzie rozjeżdżają się, ale trzon grupy Adam Zduńczyk – zostaje w Krakowie. Pracują teraz nad następnym spektaklem, tworzą kompilację Pilcha i Dostojewskiego czyli bardzo ambitnie. Niedawno mieli premierę festiwalową na festiwalu Epizod, gdzie byłem jurorem nie wygrali bo mieli bardzo trudny ten spektakl. Tym razem im nie wyszło, ale już się zapisują w historii teatru offowego. Adam ściągnął do swojej grupy aktorów, z którymi ostatnio zagrał w filmie Majewskiego. Z kolei ten film zrobił dzięki temu, że grał u mnie w spektaklu „Cafe Lotnisko”. Gdzieś te rzeczy się łączą to jest taka naturalna kariera
Czyli droga do aktorstwa filmowego nie musi zaczynać się od telenoweli?
To wszystko są bzdety. Aktorzy sobie udowadniają że muszą grać w złych rzeczach, żeby zabłysnąć. Ja sam nie gram w telenowelach, odmówiłem w „M jak Miłość”
Dlaczego?
Odmówiłem bo musiałbym ściąć włosy a miałem grać w innym filmie, wcale nie komercyjnym
Kogo miałeś zagrać?
Adwokata. Nie wiem, czy ta rola jest w filmie. Ja po „Marzeniach do Spełnienia” miałem dosyć. Zobaczyłem na czym polega biznes telenowelowy, miałkość scenariusza, że twoja rola się kurczy zanim jeszcze ją zagrasz, kto ją w ogóle pisze, dlaczego nie jest do grania. Wszystkie to wiem, znam te mechanizmy
Ale są też telenowele na wyższym poziomie – na przykład „Na dobre i na złe”
To już jest serial o lekarzach. Jeżeli ktoś ma czas, nie ma innych możliwości realizowania się jako artysta i chce mieć dużo pieniędzy, to niech się tym zajmuje. Moje wybory są ściśle artystyczne. Wybrałem pewną drogę, z której niestety nie mogę już wrócić
Dlaczego niestety?
Chętnie bym zagrał w serialu science fiction, albo nawet w dobrym sitcomie pod warunkiem, że będzie to czarna komedia. Ale nie szukam takich ról. W tej chwili piszę projekty na spektakle, na monodramy i staram się zajmować życiem artystycznym i klubowym.
Jakub Palacz, Austria – synagoga w St Polten, performance
Teatr Eloe działa przy Kawiarni Naukowej, czy zupełnie niezależnie?
Teatr Eloe działa w ramach fundacji Kawiarnia Naukowa. Fundacja wspiera Teatr, teatr szuka obecnie większej siedziby. Kawiarnia Naukowa jest za mała na nasze spektakle. Jeżeli ktoś ma prawdziwą teatralną scenę w Krakowie a nie ma spektakli – chętnie wejdę we współpracę. Część naszego repertuaru idealnie pasuje do przestrzeni klubowej: „Cafe Lotnisko”, „Dramat na miarę wszechczasów”, „Made in Pornoland”. Ale są też takie, które wymagają większej obsady i dużo większej sceny jak „Anhelli” czy „Makbet”, do którego niedawno zrobiłem adaptację i niedługo rozpoczniemy próby.
Cafe lotnisko, Eloe Theatre of Noise
Twoja działalność to też spotkania z ludźmi – w celach społecznych, edukacyjnych, nie tylko artystycznych i rozrywkowych: jak na przykład „Wywrotka na Podgórzu” – piknik w Parku Bednarskiego, 2006 rok
Teatr Eloe popierał już kilka społecznych akcji. Staramy się być blisko ludzi. „Wywrotka” nie była moim pomysłem, ale weszliśmy w tę sprawę. Impreza ta miała promować dzielnicę Podgórze. Ostatnio poparliśmy też imprezę wymierzoną przeciwko podwyżce czynszów dla lokatorów. Teatr Eloe wystąpił w czasie demonstracji. Jest film z tej akcji „Kamienicznicy” w internecie. To rzadki przypadek teatru politycznego na ulicy. Zazwyczaj jak pojawia się teatr na ulicy, pojawiają się też: bęben, szczudła i ognie na łańcuchach. Staraliśmy się uderzyć tak, jak dawniej pomarańczowa alternatywa – popieraliśmy ludzi, którzy walczą o swoje życie, żeby ich nie wyrzucono z mieszkań. Mocne wystąpienie przeciwko polityce mieszkaniowej Krakowa. Wtedy widać niezależność teatru. Teatr instytucjonalny zawsze powie, że to nie jest jego sprawa. Ale chodzi o to, że dyrektor ma związane ręce. Angażujemy się również w międzynarodową ideę Food Not Bombs – nagrałem piosenkę pod tym samym tytułem. Jest to akcja społeczna polegająca na rozdawaniu ciepłych wegetariańskich posiłków ludziom biednym. Akcja ma zwrócić uwagę na to, że kiedy państwo wydaje pieniądze na zbrojenia, wielu ludzi umiera z głodu. Akcja organizowana jest głównie w zimie przez wolontariuszy. Jasno określamy się także przeciwko faszyzmowi.
Marsz równości, Kraków, czerwiec 2010
W 2004 roku wziąłeś udział w reality show na TVN „Wyprawa Robinson”, opartym na formule amerykańskiego Survivor – byłeś czternastym wyeliminowanym. Czyli odpadłeś pod koniec programu?
Tak, to już niedaleko do końca
Ciekawa sprawa z tą „Wyprawą Robinson”. To chyba jedyna niekonsekwencja na Twojej alternatywnej drodze artystycznej. Warto było?
Pewnie. Popływać sobie w ciepłym morzu, posiedzieć na plaży, popatrzeć na dżunglę… Taki survival jest bardzo zdrowy – na krótką metę oczywiście. Siedzenie w nocy w dżungli jest bardzo ciekawe, ale po kilku miesiącach można już mieć psychozy. Przychodzą szczury, po pewnym czasie ma się już tego dość. W ostatniej fazie był kurort, dla tych, którzy odpadli – można było odpocząć.
Pod wpływem kamer i trudnych warunków ciekawie kształtują się relacje między ludźmi. To jak beczka soli. Utrzymujesz kontakty z którymś z uczestników?
Relacje, o których mówisz, to raczej jest rywalizacja. Ale – odwrotnie niż w innych programach tego typu, gdzie zwycięstwo przypada najsilniejszemu i agresywnemu – tutaj wygrywa ten milszy, bardziej poukładany. Ten, kto ma najlepszy PR wśród grupy. Grupa eliminuje. Jeżeli ktoś za bardzo szarżuje, grupa go odrzuca, obowiązują tam jasne zasady. No i fakt – starasz się dobrze wypaść przed kamerą. W Wyspie Robinsona nie mieliśmy obowiązku przebywać cały czas przed kamerą. W takim programie jak Wielki Brat – mieli możliwość bycia poza kamerą tylko przez ograniczony czas w ciągu dnia. My mieliśmy dużo swobody, czasu na obcowanie z przyrodą, na opracowanie strategii. W pewnym momencie wszyscy zaczęli być bardziej bogobojni, tak wpłynął na nas klimat Wysp Malezyjskich. W środowisku, gdzie czarna magia jest na porządku dziennym, przed naszym przybyciem podobno odprawili jakieś obrządki czarnej magii. Islam w Malezji jest religią państwową, ale mieszkają tam też wyznawcy innych religii. Wyznawanie islamu tubylcy godzą z obrządkami kultu dawnych bóstw.
Wytrzymałeś tyle czasu nie realizując się artystycznie? Jesteś raczej duchem niepokornym
Nagrałem tam kilka performance’ów. Lepsze i gorsze, niecenzuralne z różnych przyczyn, kilka dowcipów, które może kiedyś będę chciał wykupić, jak będę już bogatym człowiekiem. Może nawet byłoby to fajne z punktu widzenia media performance, bo tym właśnie ostatnio się zajmuję. Jeden performance powstał na samym końcu, tuż przed pożegnaniem się z grupą. To był ostatni dzień, pomyślałem, że muszę coś zrobić na zakończenie. Dyrygowałem morzem, zrobiłem to samo, co kiedyś Tadeusz Kantor. I to jest wplecione w akcję Wyprawy Robinson ale to jeden z niewielu performance’ów, który zobaczył światło dzienne.
Zanim zaczęłam się wybierać na spotkanie z Tobą, nie wiedziałam, że wziąłeś udział w reality show. Rzadko oglądam telewizję
Trudno się dziwić. Ja przeważnie włączam w nocy. Teraz w związku z katastrofą (Tupolewa) zniknęła rozrywka z telewizji i to jest przynajmniej jeden plus tej sytuacji
Jakub Palacz, Prze-Bal Sylwester 2009, Kawiarnia Naukowa
Jak czułeś się w roli Króla Edypa?
To jest chyba moja rola życia. Długo na nią czekałem. Zagrałem ją w Łaźni Nowej u Bartka Szydłowskiego. Niestety, nie miałem tu dobrych recenzji. Po roku grania Bartek zdecydował się przereżyserować spektakl i straciłem tę rolę. Ale na szczęście pojechałem do Wiednia i zagrałem jeszcze raz Edypa, tym razem po niemiecku. To też dzięki współpracy, jaka nawiązała się pomiędzy Łaźnią a panią Evą Brenner z wiedeńskiego Project Theater Studio. I w Wiedniu już miałem bardzo dobre recenzje. Obecnie grywam jeszcze Edypa w teatrze Cracovia, jest to klasyczna wersja w przekładzie Morawskiego, którą wszystkim polecam. Istnieją dwa przekłady, które się gra – Dygata i Morawskiego. Morawskiego jest przepiękny łącznie z chórami, piękny i wzniosły, najstarszy przekład. Jest taka zasada, że teatr gra zawsze na scenach, nigdy w szkołach. Teatr musi się odbywać na scenie albo w domu kultury, nigdy w szkole
Dlaczego?
Nie ma klimatu. Nie ma tego zapachu, akustyki
Jesteś wegetarianinem?
Nie, ale staram się stosować wyjścia alternatywne: jeśli jem jajka to z wolnego chowu, ubój w mniejszych gospodarstwach jest oparty na mniejszym cierpieniu zwierząt. Gdzieś trzeba znaleźć najbardziej humanitarną wersję. Słyszałem, że jedzenie koniny wcale nie jest takie najgorsze – zabija się konie, które i tak muszą zdechnąć. Najważniejsze, żeby nie popierać cierpienia zwierząt. Trzeba sobie odpuścić futra i wszelkie rzeczy, które nie są nam potrzebne, aby żyć
Nosisz buty ze skóry…
Jasne, ale to jest odpad. Nie zabija się zwierzęcia po to, by z jego skóry zrobić buty
Co Ci się podoba na Kazimierzu?
To, że jest miejscem międzynarodowym i nie jest jednoznaczny. Nie jest wyłącznie żydowski. W Austrii w Wiedniu byłem w dzielnicy, którą kiedyś zamieszkiwali Żydzi. Jest taka sama jak Kazimierz; wyższe budynki, szersze ulice, ale panuje taki sam hałas i taki sam Plac Nowy jest na środku. Pogodziłem się już z tym, że w dzielnicy post-żydowskiej istnieje wiele różnych kultur, ciekawych stylów jedzenia, zabawy, życia artystycznego. I to jest ewenement na skalę polską. Tutaj obcokrajowcy czują się dobrze, gdzieś indziej w Polsce różnie to bywa
Coś byś tutaj zmienił?
Nękają nas na Kazimierzu grupy przestępcze, dlatego zwróciłbym uwagę na bezpieczeństwo. Na ulicy nie ma patroli policji. Pojawiają się bezkarne młodzieżowe grupy bandytów. To jest zjawisko wiosenne, zawsze na wiosnę się pojawiają, kilka lat był spokój i teraz ujawnili się znowu. Na szczęście wokół jest wiele klubów, które współpracują ze sobą. Mamy też ochronę
Jak odnajdujesz się w Polsce przed wyborami?
Odnoszę wrażenie, że te wybory będą kolejną przyjemnością polityczną dla naszego narodu, bardzo się z tego cieszę. Polacy żyją wyborami, co jest zjawiskiem pozytywnym, dawniej nie było takiego zainteresowania w społeczeństwie. Na początku będę głosował na któregoś z kandydatów lewicy, w drugiej rundzie – muszę opowiedzieć się przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu
Co czułeś po katastrofie Tupolewa?
Przyczyna wypadku jest oczywiście utajniona. Teraz tworzy się tę historię na nowo. Szukanie kozła ofiarnego, jest bardzo nie na miejscu. Ktoś w samolocie podjął decyzję, że trzeba lądować. Chciałbym dożyć prawdy na ten temat
Masz jakieś marzenia, które mógłbyś zdradzić czytelnikom Krakowskiego-Kazimierza?
Chciałbym, aby powstał na Kazimierzu teatr z prawdziwą dużą sceną. Większą niż moja w Kawiarni Naukowej i większą też niż scena teatru na Gazowej, który bardzo cenię, cieszę się, że jest i, że nadal w tym samym miejscu będzie funkcjonował. Chciałbym też, aby dzielnica Kazimierz kojarzyła się nie tylko z dobrą zabawą ale również z przyjemnością intelektualną. Taką na wysokim poziomie. Aby Kazimierz szedł w kierunku West Endu czy Broadwayu. To jest moje największe marzenie
Dziękuję bardzo za rozmowę
___________________________________________
Wykorzystane zdjęcia pochodzą ze stron:
MySpace/Jakub Palacz http://www.myspace.com/496604080
MySpace/Eloe Theatre of Noise http://www.myspace.com/eloekrakow