BEGIN TYPING YOUR SEARCH ABOVE AND PRESS RETURN TO SEARCH. PRESS ESC TO CANCEL

Czy dzieci muszą być grzeczne?

hashphoto-maja_glowne_qcdqnrwkggffisvjwdff.jpg

Czy przeklinanie powinno być zabronione? Czy trzeba szanować starszych? Czy należy uczyć dzieci dzielenia się zabawkami? Czy grzeczne dzieci mają trudniejsze życie? i co to w ogóle znaczy: „być grzecznym”? na te pytania odpowiada Pani Barbara Szczukin, psycholog i psychoterapeuta, która prowadzi gabinet na Kazimierzu przy ulicy Sebastiana

 

 

Wydaje się, że dziecko z założenia jest niegrzeczne. Niemowlak ciągle płacze. Jak tylko nauczy się mówić – najchętniej mówi: nie! Tak naprawdę praca rodzica to ciągła walka z oporami dziecka. Czy można jakoś – teoretycznie chociaż – stwierdzić, co byłoby, gdyby opiekunowie stosowali się do życzeń maluchów? Nie chce jeść? nie je. Zjada piasek? widocznie potrzebuje. Nie chce spać? nie śpi. Podkłada nogę koledze? pewnie ma powód. Zakładając, że nie jesteśmy rodziną patologiczną i zaspokajamy emocjonalne potrzeby dziecka.

Wszystko zależy od tego jak zdefiniujemy sobie „grzeczne dziecko”. Przy tworzeniu sobie takiej definicji dobrze pamiętać, o tym że dzieci różnią się między sobą temperamentem, poziomem pobudzenia układu nerwowego z czego wynika to, że jedne dzieci są bardziej ruchliwe inne mniej, jedne są w stanie długo skupić się na jednej czynności inne nie itp.
Wychowanie to długa i ciężka praca ale jednocześnie także wspaniała przygoda pełna wyzwań i niespodzianek. Na owoce tej pracy trzeba czekać nawet kilkadziesiąt lat. Moja mama mawia, że wychowanie to „tresura” – sporo w tym racji jeśli spojrzeć ze strony nagród i kar rozumianych jako pozytywne i negatywne wzmocnienia, jako naukę zachowań pożądanych i hamowanie zachowań niepożądanych. Wydaje mi się też, że dzieci potrzebują ze strony rodziców „drogowskazów”, potrzebują też stawiania granic, wpajania zasad – i zadbanie o ten obszar zaliczyłabym również do zaspokajania emocjonalnych potrzeb. Rodzice są dla dziecka punktem odniesienia, który dzieci testują łamiąc zasady kiedy są „niegrzeczne”.

W „Wysokich Obcasach” przeczytałam kiedyś list pewnej mamy, która – posłuszna w dzieciństwie – postanowiła, że jej dzieci takie nie będą. Chciała wychować autonomiczne, świadome własnej wartości osoby. Czy rzeczywiście możemy coś zniszczyć w małym człowieku, wymagając od niego grzeczności?

Możliwe, że autorka tego listu była „grzeczna” co sama odczuwała jako niekomfortowe ponieważ jej rodzice byli zbyt surowi, apodyktyczni, ograniczający jej autonomię. Stąd jej decyzja, że sama dla swoich dzieci będzie inna („lepsza”). Myślę, że samo wymaganie „grzeczności” jest konieczne o czym mówiłam przed chwilą, ponieważ stawianie dzieciom granic buduje poczucie bezpieczeństwa i stałości. Natomiast, co jest bardzo ważne, wymaganie grzeczności i „tresura”, o której mówiła moja mama nie mają nic wspólnego a jeśli to niewiele z apodyktycznością, nadmiarową surowością, nieadekwatnym i niewłaściwym karaniem. Muszę dodać, że nie da się uniknąć błędów wychowawczych i idealnych rodziców po prostu nie ma!

W moim domu jest natomiast „niepisane” przyzwolenie na używanie słowa „kurde”, „cholera” i paru innych. Wychodzę z założenia, że i tak dzieci będą tych słów używać. Czy jest jakiś sens w zabranianiu przeklinania?

Oczywiście, że nie ma sensu zabraniać przeklinania ponieważ i tak nie uchroni się dzieci przed przekleństwami, z którymi zetkną się w szkole, na ulicy i oglądając telewizję. Poza tym przeklinanie w pewnych sytuacjach jest naturalne. Warto po prostu o tym rozmawiać, tłumaczyć dzieciom – kiedy można przekląć, kiedy jest niekulturalne, a kiedy zwyczajnie bez sensu – np. używanie przekleństw zamiast przecinków.

Wierzę, że nawet jeżeli w niektórych sytuacjach mówię „kurde”, na ogół daję jednak dobry przykład swoim postępowaniem. Czy wszystko musi być wyraźnie określone: „rób to” i „nie rób tego”? Czy możemy oczekiwać, że dziecko wyciągnie wnioski (np mama mówi dzień dobry, ja też mówię, mama myje ręce, ja też myję, brat pomaga w przygotowaniu kolacji, ja też pomogę)?

Myślę, że w wychowaniu dzieci podobnie jak przy każdej innej „nauce” dobrze korzystać z wielu źródeł i sposobów na raz – tak zwany przykład czyli jak mówią psycholodzy „modelowanie” powinien być bazą. Dodatkowo dobrze tłumaczyć dlaczego chcemy by dziecko robiło lub nie robiło tego czy tamtego, dlaczego i po co pewne zasady są obowiązujące w społeczeństwie. Chodzi także o to by takie zasady, o których Pani mówi np. mówieniu „dzień dobry”  były czymś naturalnym a nie wymuszonym, by to było coś zwykłego a nie robionego pod presją. Wtedy też dziecko nauczy się adekwatnego reagowania w zależności od sytuacji.

Uczę moje dzieci – z różnym skutkiem – szacunku dla starszych. Dwa lata temu mój dziesięcioletni wówczas syn, został po raz kolejny wystawiony na ciężką próbę przez naszego znajomego, który z satysfakcją mu dokucza. Zazwyczaj stajemy po stronie syna, delikatnie zwracając uwagę znajomemu, że Mikołaja nie śmieszą jego uwagi. Tym razem nie zdążyliśmy, za to nasz syn wykazał się refleksem i wypalił do cztery razy starszego od siebie człowieka: „A weź spadaj!” Znajomy usiłował ratować się bladym uśmiechem, Mikołaj o mało się nie popłakał. Przeprosiliśmy znajomego, a po jego wyjściu Mikołaj usłyszał kilka dosadnych uwag o szacunku dla starszych. I teraz pytanie – jak naprawdę powinnam się zachować w takiej sytuacji?

To jest właśnie taka naturalna sytuacja! Myślę, że Pani syn zachował się adekwatnie do sytuacji. Pani również zachowała się adekwatnie. Pani syn miał rację, ale Pani też ją miała tłumacząc mu, że nawet jeśli się ma rację i zostało się obrażonym kultura wymaga od nas powstrzymania się od kąśliwych i wulgarnych uwag zwłaszcza w stosunku do  starszych. Podejrzewam, że byłą to dobra nauczka i dla Pani syna i dla tego znajomego. Najlepsze w tej sytuacji było właśnie wytłumaczenie, że czasem są takie sytuacje, w których nawet jeśli mamy rację, tak jak syn w tej sytuacji, to musimy ustąpić, że kultura osobista w tym szacunek dla starszych są bardzo ważne… Myślę, że ważne byłoby wsparcie syna, pocieszenie go.

Czy można wymagać od dziecka, aby pożyczało innym dzieciom swoje zabawki lub przybory szkolne, jeżeli tego nie chce?

Mam taką refleksję, że samo wymaganie to zwykle za mało. Owszem wymagania są konieczne w wychowaniu ale muszą mieć swoje uzasadnienie to znaczy jeśli czegoś wymagamy musimy dziecku wytłumaczyć dlaczego. A poza tym, „przykład idzie z góry” i jeśli dziecko będzie od kołyski widzieć, że rodzice są skłonni dzielić się z innymi tym co mają, pożyczają swoje rzeczy, pomagają innym to takie zachowania są dla nich naturalne. Co się zaś tyczy tego czy dziecko ma pożyczać czy nie pożyczać swoje rzeczy czy nie to zależy od wielu czynników i nie ma jakiejś obowiązującej reguły. Ustalić możemy różne zasady. Myślę też, że jeśli dziecko ma swoje własne rzeczy to my jako rodzice powinniśmy uszanować prawo do tej prywatnej własności i do decydowania dziecka o tym czy chce je pożyczać czy nie.

Czy mogę mojej pięcioletniej Mai pozwolić nie bawić się z trzyletnią córką mojej znajomej, która przyszła do nas w gości? Gdyby Maja była grzeczna, bawiłaby się… 🙂

Osobiście uważam, że trzeba wytłumaczyć dziecku, że powinno się pobawić z gościem, nawet jeśli jest to mała 3-letnia dziewczynka, że takie są zasady, tak robi człowiek uprzejmy, który przyjmuje gości itp. Jestem zwolenniczką dialogu, ale zdaję sobie sprawę, że w przypadku wychowania dzieci trzeba się dużo „nagadać”. Jeśli córka nie chciała się bawić z młodszą koleżanką nie znaczy, że jest „niegrzeczna”, jak każdy człowiek mogła nie mieć na to ochoty, musi się nauczyć, że nie zawsze robimy tylko to co chcemy – na tym też polega wychowanie.

Kiedy grzeczność dziecka powinna budzić nasz niepokój?

Odwołałabym się tu znowu do tego jak każdy z nas definiuje sobie „grzeczność”. Pewnie większość rodziców cieszy, gdy dziecko jest posłuszne, nie przeklina, sprząta samo swoje zabawki i tym podobne. Trzeba jednak pamiętać – o czym już mówiłam – o tym, że każde dziecko różni się temperamentem, są dzieci mniej i bardziej ruchliwe. Niepokoiłabym się wtedy gdy dziecko jest apatyczne, smutne, unika kontaktu z rówieśnikami i boi się nawiązywać z nimi kontakt. Takie dziecko może być nadmiernie nieśmiałe i pozbawione wiary w siebie – jeśli w takie sytuacji rodzić będzie cieszył się, że ma grzeczne dziecko i chwalił go wzmocni w nim postawę wycofywania się. Takie dziecko można nazwać „nieprzystosowanym” choć osobiście wolę określenie: „dziecko z trudnościami z socjalizacją”, „wycofane”, „bierne”. „Nieprzystosowaniem” nazywa się w pedagogice i socjologii utrwalone zaburzenia zachowania, ale to już inny i poważniejszy problem niż zwykła niegrzeczność.

Pani Barbaro, dziękuję za rozmowę! Ciąg dalszy nastąpi 🙂

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Skomentuj