Mikołaj, lat trzy i osiem miesięcy. Niesamowitej siły motor napędza wyobraźnię, produkuje obrazy, wizje, pomysły. Nie do ogarnięcia. I nie do przerobienia. Jak tu jednocześnie słuchać bajki i bawić się pluszakami? Dlaczego biust syrenki nagle przykryła długa suknia, ogon zniknął, a na jego miejsce pojawiły się dwie nogi?!
Fragmenty bajek wprowadzane są w życie natychmiast po usłyszeniu. Mama czyta Mikołajowi uproszczoną wersję „Alicji w Krainie Czarów”. W tak skróconej formie, abstrakcja w tej bajce wydaje się być jeszcze bardziej widoczna niż w książce Carolla. Mama czeka na moment, w którym Mikołaj powie, że woli inną bajkę. Ale – nie. Łebek – ogolony przez tatę maszynką – opiera się na ramieniu mamy. Nie zadaje pytań! Docierają wspólnie do momentu, w którym kot znika a uśmiech zostaje. Prosi, żeby przeczytać o kocie jeszcze raz. I jeszcze. Podnosi się z łóżka i mówi:
– Mamo, to ja teraz sybko pobiegnę, a mój uśmiech tu zostanie.
Co zrobić z takim zapasem pomysłów? Tata twierdzi, że apetytem, pomysłami i energią Mikołaj mógłby się podzielić z trójką kolegów. Tymczasem każdy z kolegów ma własny zapas, a Mikołaj połknąłby cały świat. Połknął „intelektualnie”, nie fizycznie – apetyt na jedzenie w przypadku Mikołaja dużo łatwiej zaspokoić, niż jego głód intelektualny. A zjeść potrafi sporo…
– Mamo, to jest kzys Jezusa – mówi Mikołaj, pokazując skrzyżowane paluszki.
– Tak, synku.
– Mamo, a co Pan Bóg zrobił tym…. złym ludziom, którzy Jezusa zabili? Zabił ich?
– Nie, nie zabił.
– Cemu? Nie był na nich zły?
– Wiesz, synku, Pan Bóg nie musi zabijać ludzi, żeby ich ukarać. Daje im szansę poprawy, kiedy jeszcze żyją tu, na ziemi. A potem po śmierci idą do nieba, jeżeli byli dobrzy albo do piekła, jeżeli byli źli i się nie poprawili.
– W piekle som aniołki?
– Nie, diabełki, aniołki są w niebie.
– A som jakieś diabełki w niebie?
– Nie, nie ma.
– A cemu?
„Cemu” pojawia się na każdym kroku. Cemu lekarz? Cemu zastrzyk? Cemu nie jest śmieszny pan, który kuleje? Cemu nie można używać brzydkich słów? Cemu tatę można łaskotać, ale nie wolno bić? Są takie „cemu?”, na które można udzielić odpowiedzi wprost i od razu – trzeba tylko pamiętać, żeby się nie zaplątać.
– Mamo, a kto robi ludzi?
– Ludzi nikt nie robi.
– Cemu?
– Ludzie się rodzą. Pan i pani spotykają się, zakochują w sobie, a potem, kiedy chcą mieć już dzidziusia – w brzuszku u pani pojawia się taka mała fasolka, która rośnie, potem wyrastają jej nóżki i rączki i zmienia się w małego dzidziusia.
Zdarzają się jednak również takie „cemu?”, przy których łza w oku się kręci i trudno odpowiedzieć:
– Mamo, a cemu dzieci musom płakać? – pyta Mikołaj biały jak prześcieradło na szpitalnym łóżku. Prawa łapka posiniaczona – pielęgniarce nie udało się wkłuć w żadną z żył. Dopiero przy czwartej próbie założyła wenflon na lewej łapce. Łapka drży, nie przyzwyczaiła się jeszcze do motylka, którego ktoś przemocą wbił pod skórę i przywiązał do rurki. Dlaczego dzieci płaczą?
– Płaczą, kiedy je coś boli, albo się czegoś boją… – mówi niepewnie mama i wie, że to nie jest dobra odpowiedź, bo łzy dławią ją w gardle i żadne słowo teraz nie będzie na miejscu. Być może odpowiedzi mógłby udzielić Specjalista od piekła i nieba, o ile istnieje. No i jak to zrobić: „płaczesz, ale ten motylek jest ci potrzebny, dzięki niemu będziesz zdrowy”? Czy: „płaczesz teraz, Mikołaju, bo Pan Bóg chce Ci przez to coś powiedzieć”? Nie, tego mama teraz nie powie. Wie, że cokolwiek teraz wymyśli, dziecko – mimo, że takie chore, zmęczone i słabe – będzie chciało wiedzieć więcej:
Cemu…?