30 marca 2010
O tym, że na Kazimierzu okradane są samochody wiedzą chyba wszyscy. Wybijane są szyby, wyłamywane zamki. Zdarza się też, że utrącane są lusterka samochodów – te od strony chodnika. Tak dla hecy. Bo to taka fajna zabawa. Uderzają w nie od góry, sądząc po zwisających smętnie na resztkach drutów lusterkach. Zdarzają się takie poranki, kiedy idzie się ulicą Dietla i obserwuje się kilka samochodów po kolei – wszystkie z wiszącymi lusterkami. Nie chcę jednak obrażać tych, którzy kradną – oni są złodziejami, a nie wandalami. Złodziej nie niszczy, tylko zabiera. Podwędza. Pożycza sobie – na wieczne nieoddanie. Złodziej potrzebuje więcej adrenaliny i czasu na wykonanie zadania. Jeżeli chce ukraść samochód, obchodzi się z nim delikatnie, wyłamuje zamek ostrożnie. Racja – po co dostarczać sobie wydatków przy świeżo nabytym pojeździe?
Sama widziałam kilku młodych ludzi rok temu, którzy świecili latarką przez szyby, sprawdzając wnętrza samochodów. No i co z tego? Nie złapałam ich za rękę, nie mogłam im nic zrobić. To, że potem zobaczyłam na rogu Dietla i Bożego Ciała terenowy samochód z wybitą szybą i opróżnioną aktówką na tylnym siedzeniu, to też mógł być zbieg okoliczności. Nic pewnego.
Kochani złodzieje! darzę Was nieskrywanym szacunkiem i podziwiam. Za umiejętność zachowania zimnej krwi. Za odporność na stres. Za wysoce wysublimowany brak wyobraźni (albowiem jedyny sposób na zarobienie pieniędzy jaki wpada Wam do głowy, to grabież: nie chce Wam się ruszyć głową). Za kompletny brak inteligencji emocjonalnej. A przede wszystkim – za milczenie sumienia. Co z nim zrobiliście??? udusiliście je czy jak? utopiliście? Nie wiem, może po prostu ktoś Wam je ukradł?
Szczerze mam nadzieję, że będziecie kiedyś w takiej samej sytuacji, jak ci, których okradacie. Właściciele używanych samochodów, jakiś tata czy jakaś mama, którzy potem zamiast zawieźć dziecko do szkoły czy przedszkola i spokojnie iść do pracy – pędzą na policję, żeby z tytułu włamania (Waszego!!!!!!!!!!) uzyskać odszkodowanie.
Grabieżcy, łupieżcy, rabusie! podziwiam Was a jednocześnie nie znajduję dla Was usprawiedliwienia. Żadnego. Bo nie wierzę w to, że jesteście biednymi ojcami rodzin, którzy nie znajdują już dla siebie innej drogi. Ubogimi matkami, z którymi los i ojciec ich dzieci obeszli się okrutnie. Nie. Podejrzewam, że jesteście młodymi i zdrowymi ludźmi, którzy po prostu lubią od czasu do czasu zrobić sobie „skok”. Zdarza się Wam na przykład rozbić szybę w samochodzie tylko po to, żeby z tylnego siedzenia wziąć sobie zniszczoną piłkę do siatkówki. Chcecie pograć w piłkę, która jest w zasięgu ręki, to logiczne. Jeżeli zabieracie tylko piłkę, to pewnie należycie do innej – pod względem wieku i zainteresowań – grupy niż ci, którzy przeszukują schowki i kradną radia, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Kiedyś przestaną Was interesować piłki.
Nie umiem znaleźć dla Was usprawiedliwienia, tym bardziej, że Wasze istnienie na Kazimierzu dotknęło mnie osobiście już kilkakrotnie. Cudza strata nie boli tak bardzo, jak własna. A boli tym bardziej, że moje auto ostatnio nie ma szczęścia; w lutym zrzucono mi na dach zlodowaciały śnieg, co spowodowało pęknięcie szyby. Dwa tygodnie temu ktoś porysował ostrym przedmiotem kilka zaparkowanych na Brzozowej samochodów – w tym mój. Na szczęście rysa nie była głęboka i ukryła się pod warstwą pasty. Tydzień później mój mąż chciał odwieźć dzieci do szkoły przed pójściem do pracy i ….. musiał wziąć dzień urlopu – zgłaszanie szkody na policji zajmuje trochę czasu. Żałował potem nie tyle wyłamanego zamka w drzwiach od strony kierowcy, i wyrwanego radia, ile GPS-a, który mówił głosem Czesia z „Włatcy Móch”.
Do właścicieli samochodów: nie zostawiajcie absolutnie niczego wartościowego w samochodzie: ani w schowku, ani w bagażniku, a tym bardziej na siedzeniach. Mniej wartościowego też nie, bo wyżej wspomniana historia o piłce jest prawdziwa. Niestety.