Z Ewą znamy się kilkanaście lat. Zazwyczaj spotykamy się przy okazji różnych koncertów, imprez. Pół roku temu zostałam fanką jej zespołu Translola i z fascynacją śledzę jego rozwijającą się karierę. Rzadko zdarza się taka okazja, żeby tak siąść i po prostu pogadać. A jest o czym, bo Ewa jest szalenie intrygującą osobą. Indywidualistka, piękna, zdolna, a przede wszystkim mądra kobieta
Ewa Langer – basistka kultowego zespołu lat dziewięćdziesiątych – PRL, aktorka Teatru ELOE, założycielka i basistka kobiecej postpunkowo-rockowej kapeli TRANSLOLA, twórczyni Kobiecego Festiwalu TRANSSMISJA w 2009r. oraz TRANSSMISJA no2, wielbicielka i propagatorka twórczości Yanki Diagilewej (zmarłej tragicznie w 1991r., ikony radzieckiej, niezależnej sceny punkowej). Prywatnie – mama dwóch synów, związana (również artystycznie) z Jakubem Palaczem.
Pierwsze moje wspomnienia, dotyczące Twojej osoby to oczywiście legendarny zespół PRL. I Ty grająca w nim na basie. Zawsze mnie to ciekawiło, jak to się stało, że zaczęłaś grać?
Związana byłam z Bogusiem Łyszkiewiczem. Miałam jakieś dziwaczne życie, nieuporządkowane. Jeździłam z Chłopcami z Placu Broni w trasy, a oni przyjaźnili się ze Sztywnym Palem Azji. Boguś, ja, wspólnie z Jarkiem Kisińskim, i z Ciapkiem ze Sztywnego Palu Azji, założyliśmy zespół, który nazywał się THE NOS. To były piękne czasy. Bogdan przyjaźnił się z Pawłem Sito i śmietanką warszawską. W związku z tym, od razu weszliśmy do Studia S4 i nagraliśmy trzy piosenki od kopa. Nie umiałam grać na basie. Jarek Kisiński pokazał mi jak grać. Jedna z tych piosenek wskoczyła na Listę Przebojów Trójki i wysoko zawędrowała.
Minęło już 10 lat od śmierci Bogusia. W Krakowie jest ulica Bogdana Łyszkiewicza…
Marcin Sitko napisał biografię Bogusia. Książka ma się ukazać jesienią. W zeszłym roku na I festiwalu poświęconym Bogusiowi reaktywowaliśmy THE NOS i zagraliśmy te trzy piosenki. Niestety w tym roku festiwalu nie będzie, przede wszystkim z przyczyn finansowych.
Wracając do grania, to był Twój pierwszy kontakt z gitarą
Tak, ale nie ćwiczyłam zbyt intensywnie. Jak poznałam Rafała Kwaśniewskiego, a poznaliśmy się w Oslo, to powiedział, że jest gitarzystą Kultu, a ja, że też trochę gram na basie. Po dwóch latach założyliśmy kapelę, nasz syn miał wtedy 2 lata . I tak powstał PRL.
Zespół PRL. Zdjęcie z prywatnej kolekcji Ewy Langer
Słyszałam, że masz dwa basy?
Najpierw miałam Yolanke, a potem dostałam od mamy Rafała pieniądze na pierwszą basówkę i kupiłam sobie taką za dwie stówy. Później ją sprzedałam, dlatego, że namierzyłam mojego Fendera, na którym gram do tej pory
To ten, którego Ci wszyscy zazdroszczą?
Tak. Przywiózł go znajomy ze Stanów. Jak on go zdobył, diabli wiedzą, W każdym bądź razie leżał u niego na szafie, a ja go wypatrzyłam. No i go męczyłam, męczyłam, męczyłam i w końcu mi go sprzedał, niedrogo. Natomiast jest to rzeczywiście wyjątkowa gitara, pięknie brzmi. Jest to oryginalny Fender amerykański wyprodukowany w 62 roku
Zawodowy
Tak. A drugi kupiłam od Franza (Deadhuntera z Pudelsów). I nie lubiłam jej. Grałam na niej sporadycznie
.
http://www.myspace.com/translola
Związana jesteś z Kazimierzem, a szczególnie z Kawiarnią Naukową
Kawiarnia Naukowa jest alternatywnym, artystycznym, jedynym w swoim rodzaju, w tym mieście, miejscem. Takie funkcje w innych miastach, jak na przykład Warszawa, pełni Elba – skłot. Czy Rozbrat w Poznaniu. W Krakowie ten ruch skłoterski nie jest tak mocny, jak np. w Poznaniu czy w Warszawie, czy powiedzmy w Berlinie. I taką funkcję pełni właśnie Kawiarnia Naukowa, w której mają miejsce wszyscy odszczepieńcy i artyści naprawdę offowi, i punki, i skłotersi, i anarchiści Dzieją się takie ciekawe rzeczy, które się nie dzieją w żadnym innym miejscu w tym mieście. Mój związek z Naukową jest poprzez Kubę Palacza. Jak przestałam grać w PRL-u , urodziłam Kajtka, drugie dziecko i wycofałam się z grania na dziesięć lat. A jak Kajtek miał 10 lat, to pomyślałam sobie, że już dość. I jakoś wtedy poznałam Kubę. A Kuba szukał ludzi, którzy chcieliby zagrać u niego w teatrze. I w ten sposób zaczęła się moja przygoda i powrót. Przygoda z teatrem i z muzyką, i powrót do muzyki, i do teatru, bo kiedyś byłam związana z Teatrem Stu
W latach studenckich?
Nie dostałam się do szkoły teatralnej . Dostałam się na dwuletni staż do Teatru Stu. Zagrałam w spektaklu „Bramy Raju” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. Później w Piwnicy pod Baranami jakieś działania, abstrakcje straszliwe
Ten czas w Teatrze Stu wspominasz miło?
Poznałam mnóstwo ludzi, miałam przyjemność pracować z paroma fajnymi osobami, od których mam nadzieję, że czegoś się nauczyłam. Jest to pewne doświadczenie
A w Naukowej to Eloe teatr, Eloe band, Eloe kabaret
Kabaret to jakiś ostatni rok naszych wspólnych działań. Kuba najpierw z Gabi grał i śpiewał. A ja usłyszałam jak Gabi śpiewa i stąd wzięła się Translola. Jakoś nie wiem jak to się stało, że zaczęliśmy z Kubą razem coś robić tak kabaretowo. Mamy klawisze w domu, i czasem, jak się nudzimy, Kuba bierze te klawisze, gra, a ja śpiewam. Nie było tak, że powiedzieliśmy sobie, a teraz robimy kabaret. Najpierw zrobiliśmy jedną piosenkę, taką starą piosenkę Kuby. On mi ją puścił i mi się bardzo spodobała. To był mój pomysł, żeby ją zrobić. To jest taka bardzo przewrotna piosenka Kuby. Wymyśliłam, żebyśmy ją rozpisali na role. Czyli, żeby rolę kobiecą grał Kuba, a ja rolę męską. I od tego zaczęliśmy. A później zaczęliśmy robić przeróbki różnych piosenek. Zrobiłyśmy z dziewczynami Boys, Boys Sabriny na Sylwestra. Kuba wymyślił, że fajnie gdybym tych Boys, boys, boys zaśpiewała w zupełnie innej konwencji. A później już sama sobie wymyślałam, którą piosenkę chciałabym przerobić. W ten sposób Jantar się tam znalazła, Iza Trojanowska i nie pamiętam co tam jeszcze.
Noc Teatrów 2010. Zdjęcie z prywatnej kolekcji Ewy Langer
Mam wrażenie, że robisz to co kochasz i to jest piękne. Tylko czy można się z tego utrzymać?
Ostatnio mój syn się zapytał: słuchaj matka, a z czego ty żyjesz? Ja: hm… hm….. Ale ile tak gdzieś masz na miesiąc, z dwa tysiące? Ja mówię – nie, no dwa tysiące to nie, no różnie… Jak to? To z czego ty żyjesz? No wiesz, po prostu ograniczam swoje potrzeby. Tak, tak, no już się do tego nawet przyzwyczaiłem, ale to nie jest normalne!
A w jakim wieku są Twoi synowie?
Aleksander będzie miał w tym roku 20 lat, a Kajtek 13. Właśnie wczoraj przeprowadziłam ze starszym rozmowę. Jakoś go wzięło. Zapytał mnie dlaczego w sumie nie zarabiam tych pieniędzy, przecież pieniądze są takie fajne. Wiesz, co byś mogła zrobić za te pieniądze?! – mówi. Mogłabyś powiedzieć do jakiejś koleżanki: słuchaj jutro lecimy do Egiptu! Tylko wiesz Aleksander, ja nie mam takich koleżanek, którym mogłabym powiedzieć – słuchaj jutro lecimy do Egiptu. Poza tym, co ja bym tam robiła? Jak to co, zwiedzałabyś piramidy. Ee jakoś słabo mnie to kręci. Nie wierzę ci – powiedział mi. No wiesz, mówię do niego, w życiu człowieka są priorytety i też różne okresy. Są takie momenty, szczególnie jak się zakłada rodzinę, jak się ma dzieci, że pewne rzeczy trzeba odłożyć. Ta rodzina i dzieci są najważniejsze. Natomiast teraz, ty Aleksander jesteś już dorosły, idziesz powoli swoją drogą, mały ma finansowe wsparcie ojca. I w pewnym sensie zostałam odciążona. To znaczy, ja już nie potrzebuję tak o te pieniądze bardzo zabiegać. Wiem, że już ta rodzina jest jakoś zabezpieczona. Mogę zminimalizować swoje potrzeby. Zająć się bardziej sobą, czyli realizować się. Iść za swoją duszą – jak ja to zawsze mówię. Podążać za swoją duszą , bo jak się nie podąża za swoją duszą, to człowiek zaczyna chorować, ciało zaczyna chorować. Chorowałam, jak wyłączyłam się na dziesięć lat, z tego co kocham tak naprawdę robić, a więc jest coś za coś
Fot.: Tomasz Rusinek
To bardzo ważne co mówisz – podążać za swoją duszą
Dzieci chcą pozostać dziećmi za wszelką cenę, nawet jeśli mają 20 lat. Tzn. na pewno są takie, które wcześniej dojrzewają i idą swoją drogą. Ale z chłopcami jest gorzej. Jak taka matka jest nadopiekuńcza, to wtedy dzieci uciekają, a jak matka jest trochę taka jak ja czyli, że trochę więcej zajmuje się sobą, szczególnie teraz, niż dziećmi, to te dzieci tak wiesz, chcą …
Każde dziecko potrzebuje kontaktu i uwagi. Ale z drugiej strony na pewno Twoim synom imponuje to co robisz. Jeśli nie teraz, to później z pewnością to zrozumieją i docenią
Młodemu pewnie tak, sam zaczął grać na gitarze i robi ogromne postępy. A Aleksander ma ambiwalentny stosunek do tego co ja robię, i tak się nie umie w tym ustawić. Z jednej strony myślę, że powoli zaczyna doceniać moją heroiczną walkę o własną niezależność i realizację swoich potrzeb. Z drugiej strony, patrzy trochę krytycznie, bo jednak ma dużo racji, że pieniądze ułatwiają wiele spraw. Fajniej jest mieć pieniądze, niż ich nie mieć. Natomiast jak się robi taki skok jak ja i taką voltę jak ja zrobiłam, bo po 12 latach odeszłam ze związku z niczym, czyli z jedną reklamówką, i muszę zacząć wszystko od początku, to nie jest tak, że spadnie mi to z nieba samo
Musiałaś być bardzo zdeterminowana, ale radzisz sobie świetnie. Godzisz utrzymanie domu, macierzyństwo ze swoją działalnością artystyczną
Powiem ci, że czasem miewam chwile depresji, bo cholera, nie jest to łatwe
Na pewno nie jest to łatwe
Oczywiście Aleksander mówi mi, jakbyś miała pieniądze to by łatwiej ci było wypromować Translolę. Pewnie tak, ale w moim przypadku raczej jest odwrotnie, bo ja bez pieniędzy muszę promować Translolę. Może kiedyś będzie jakiś zwrot, niekoniecznie finansowy. Nie chcę być taka naiwna, że będę żyć z Transloli, bo to nie jest takie proste. Natomiast działania, które robię, to nie jest tylko Translola, organizuję w tym roku Festiwal Kobiecy TranssMisja no 2
http://www.myspace.com/translola
W zeszłym roku Twój I Fest Lady odbył się w Jaszczurach
Tak, była pierwsza jaskółka. W zeszłym roku pomagał mi trochę Grzesiek Kopeć z Jaszczurów, który już tam niestety nie jest managerem. Dał mi trochę kasy, niewiele, ale na tyle, że tak się później dogadałam z dziewczynami z Masskotek i Betty Be, że naprawdę, przyjechały tu za niewielkie pieniądze. Tak, że z tego co dostałam z Jaszczurów i z biletów, udało mi się wyjść na zero z festiwalu, w którym wystąpiły trzy zespoły kobiece. W tym roku będzie z większym rozmachem, czyli chcę bardzo zaprosić szczególnie zespoły kobiece ze Wschodu, z terenów byłego Związku Radzieckiego, i z Bałkanów, gdzieś z południa. Tam się na pewno dzieje wiele ciekawych rzeczy. I bardziej mnie to ciekawi niż zachód…
Zachód jest właściwie przewidywalny
Tak, dokładnie wiemy co tam się dzieje. Natomiast bardzo mnie ciekawi co się dzieje na Południu i na Wschodzie. Zaczęłam rozpuszczać wici , kto by mógł przyjechać. Parę zespołów jest już zaproszonych, El Casette z Monachium i Angie on Strings z Wiednia, z resztą zespołów trwają rozmowy. Festiwal będzie trwał trzy dni, w grudniu. W tym roku będą też warsztaty dla kobiet: montaż video, animacja, VJ-ing (realizacja wizualizacji), grafika komputerowa, warsztat naprawy rowerów, freestyle rapping, warsztat perkusyjny, warsztat gry na basie, warsztaty didżejskie, graffiti. W organizację festiwalu zaangażowały się jeszcze Agnieszka Barańska z Radia Kraków i Agata Dutkowska, absolwentka intermediów na krakowskiej ASP, trenerka, od wielu lat prowadząca warsztaty twórczo aktywizujące różne grupy społeczne na terenie Europy Wschodniej i byłego ZSRR. Wszystko wskazuje na to, że miejscem festiwalu będzie Fabryka, ponieważ Alchemia zainteresowana jest współorganizacją. Chciałabym, żeby ten festiwal był nie tylko muzyczny, może się też rozszerzyć o teatr, o sztuki wizualne. Dużo dzieje się tego w Niemczech , na zachodzie. A w Polsce jest, że tak powiem, bieda. Kobiety niechętnie ze sobą współpracują i niewiele rzeczy się dzieje takich profeministycznych. Są oczywiście ośrodki feministyczne. Trochę się z tym zetknęłam. Ale w ogóle już nie ma takich artystycznych, żeby kobiety się zrzeszały i robiły jakieś artystyczne rzeczy. Wierzę, że coś z tego wyniknie.
W zeszłym roku z Translolą brałyście udział w festiwalu STOP Przemocy Wobec Kobiet
To był festiwal 16 Dni Przeciwko Przemocy Wobec Kobiet, zorganizowany przez feministki z Krakowskiej. Jakoś tak zaczęłam z nimi współpracować. Razem z dziewczynami grałyśmy na zakończenie tego festiwalu. Sama jestem feministką. Tak, myślę o sobie, że jestem feministką. Mówię to też cały czas moim dziewczynom z zespołu, żeby myślały o sobie w kategorii feministek
Dlaczego?
Jestem feministką dlatego, że działam w życiu jako samodzielna, niezależna kobieta. I tak naprawdę wiem, co to znaczy ten feminizm. I wiem co to znaczy być samotną kobietą bez wsparcia. Ile trzeba włożyć w to energii. Jakie to wcale nie jest łatwe, ale też bardzo ważne dla kobiety. Myślę, że dodaje ci to dużo wartości i poczucia pewności siebie. Jeśli robisz coś, jeśli naprawdę masz w sobie tyle siły i niezależności. Jeśli stać cię na tę niezależność, że nie musisz się rozglądać, który z facetów ci pomoże. Daje to też dużą swobodę wyboru
Urodziny Transloli 2009. Zdjęcie z prywatnej kolekcji Ewy Langer
Wróćmy na Kazimierz. Ciekawią mnie Twoje ulubione miejsca
Mieszkając na Grzegórzeckiej przechodziłam codziennie przez Kazimierz. Bardzo lubiłam takie wycieczki. Lubiłam sobie tak układać dzień, że wstawałam rano… Co ja wtedy robiłam, że mnie stać na to było? Szłam sobie na kawkę do Alchemii, a później do Polakowskiego… Już mi się przypomniało. Pracowałam w szkole języka angielskiego. Byłam tam managerem i dużo pieniędzy zarabiałam. To była taka praca, że nie musiałam tam siedzieć. W zasadzie pracowałam w domu. Bardzo fajna praca. To już było wtedy, kiedy byłam z Robertem (ojcem drugiego syna). Koniec lat dziewięćdziesiątych. Kazimierz cudownie się rozwijał. Byłam raz w Paryżu, ale nigdy nie przeżyłam tego, jak czytasz książki, np. Saganki, że Paryż piękny, że chodziło się, że te uliczki… Przysiadało się na kawce. I to było takie pierwsze wrażenie, to poczucie wielkiej wolności, takiego świata artystycznego, który się tworzył. A w 2000r. przeprowadziliśmy się z Robertem i rodziną całą na Żabiniec. Miałam totalną traumę. W końcu się przyzwyczaiłam. Jak znowu wróciłam do swojego mieszkania na Grzegórzeckiej, i idę na Kazimierz do Kawiarni Naukowej 10min, czyli dokładnie tyle, ile z Żabińca szłam na przystanek, i jak tak sobie to uprzytomniam, to taka fala szczęścia mnie ogarnia
Też to czuję. I wszędzie blisko
A gdzie wy mieszkacie?
Na Dietla. Nasza brama jest strasznie obskurna, kamienica również, mimo to, też mam poczucie radości, że mieszkam właśnie w takim miejscu
To też super. Mam swoją trasę i idę sobie tak: z Miodowej skręcam w Szeroką, później przechodzę przez moją ulubioną ulicę Lewkowa. Za każdym razem kiedy wchodzę w tę ulicę, myślę sobie, że powinnam ją obfotografować, bo ona się wciąż zmienia, już tam coś zabudowali, i coś tam , coś tam. A jeszcze przed chwilą była cudownie opustoszała i zrujnowana. Dalej wychodzę prosto na Kawiarnię Naukową, a później już jest Plac Nowy. A tam znowu mam swoich handlarzy, bo ja handluję starymi pierdzionkami, jak to mówi moje dziecko, i różną starą biżuterią. Więc mam tam swoich panów handlarzy
Jak to się stało, że zajęłaś się biżuterią?
Jak przestałam być managerem, bo szkoła wyniosła się z Krakowa , to zajęłam się właśnie tą biżuterią i starociami. Odnawiałam stare meble, te, które były takie prostsze do odnowienia, a trudniejsze oddawałam swojemu znajomemu panu , który zajmował się tym zawodowo. Zaczęłam robić naszyjniki i skupować starą biżuterię. Zaczęłam się na tym trochę znać. Również na kamieniach szlachetnych
Jak to funkcjonowało?
Przez parę lat bardzo dobrze. Moje dochody były dosyć dobre. Inna sprawa, że naprawdę się temu bardzo poświęcałam. A to tak jest , że jak się coś zaczyna robić, naprawdę z pasją, i dużo czasu się temu poświęca, to się udaje. Później trochę odpuściłam, bo zaczęłam już działać w teatrze. W zeszłym roku mieliśmy bardzo intensywne próby, przez cały rok, z Ewą Lachnit do spektaklu „Cafe Lotnisko”. Powiem ci, że daje mi to oczywiście jakieś grosze, ale to nie są takie pieniądze, z których mogłabym powiedzieć, że się utrzymuję. Więc tak łatam. Coś tam jeszcze wpadnie jak są miesiące wiosenne. Przychodzą letnie, jesienne to jest trochę lepiej. W zimie jest totalna klapa, bo nic się nie dzieje. Zeszły rok był całkiem niezły, bo były i koncerty, i teatralnie się działo
Fot.: Tomasz Rusinek
Wracając do Twojej trasy kazimierskiej…
Idę do swoich dostawców i siedzę sobie na zielonych stołach. Kupujemy w Singerze kawkę na wynos, a ostatnio już kawy nie piję. Rozmawiamy i jest bardzo miło. Bardzo to lubię. Kolejnym moim miejscem jest Mehanoff. Jeśli mam gdzieś siąść w ogródku to wolę w Mehanoff niż w Alchemii
Miasto chciało sprzedać miejsce, gdzie siadasz na zielonych stołach ze swoimi panami, i zbudować tam apartamentowiec albo biurowiec. Na szczęście protesty podziałały i na razie jest spokój
Trzeba obfotografować, uwiecznić to miejsce, bo za parę lat ono straci swój obecny charakter. Straci tą swoją prawdziwość i przerodzi się niestety w kolejny skansen. Kazimierz jest jedyny w swoim rodzaju. Przez to, że jest taki brudny, ciągle obleśny. Ta ulica dookoła placu, tam jest dziura na dziurze, stoją samochody, ale przez to, to miejsce żyje i jest prawdziwe. Albo ta dziewczyna, pani z wiaderkiem, która chodzi i śpiewa
Tak, ona jest wpisana w ten pejzaż od lat
Siedziałam ostatnio w Alchemii, chłodno było. Tak około godz.16ej -17ej. Ona tak chodzi z tym wiadrem i śpiewa. Robi rundę. Nie wiem gdzie ona z tym wiadrem tak chodzi, ale to wiadro jest zawsze puste. I z tym wiadrem pustym wędruje, i z pustym wraca. A miała taką fazę, że obeszła okrąglak. Podeszła do Alchemii, ale nie zeszła ze schodków z placu, tylko stanęła na skraju z tym wiadrem, i tak z 5min : aaa aaaaa….. . Wszyscy turyści, którzy siedzieli w Alchemii, a jest ich dużo, mieli koncert. Zaśpiewała i poszła sobie
To jest piękne
Cholera byłoby to przykre, a niestety ze wszystkim się tak po kolei dzieje, że robią zmiany, niekoniecznie dobre
Tak jak niektóre kamienice, dobrze, że remontują, ale kolory dobierają im straszne. Albo przy Miodowej ten potężny nowy budynek
Tak, ten na tyłach cmentarza żydowskiego. Za każdy razem zastanawiam się kto tam będzie mieszkał?! Nie chciałabym tam spać. Nie ma tam co prawda okien na cmentarz, ale duchy to tam sobie swobodnie hulają
http://www.myspace.com/translola
Na koniec zapytam jeszcze o Yankę Diagilewą. Słyszałam, że dowiedziałaś się o niej od znajomego
Tak od Darka Kłosińskiego. I muszę powiedzieć, że wykonał dobrą robotę. To był absolutnie jego pomysł. On pierwszy o niej usłyszał i wymyślił, że może fajnie by było, gdybyśmy piosenki Yanki zrobiły po swojemu. Słuchałam płyty, bardzo mi się podobała, ale nie wpadłam na taki pomysł, żeby to zaadoptować. To był bardzo dobry pomysł. Tym bardziej, że jak zaczęłyśmy pracować nad Yanką, to dojrzało we mnie, że ta muzyka i działanie w zespole, dla mnie, to nie tylko, że wychodzę na scenę, wymieniam energię, i że to jest czysta radość, bo to jest czysta radość, ale że może chciałabym też coś więcej. Fajnie jest, że to jest właśnie projekt artystyczny, i fajnie, że to są naprawdę dobre poezje, i fajnie, że to o coś naprawdę chodzi, a nie o „dupę marynę”, że chłopak mnie rzucił, a ja płaczę. I tak naprawdę stało się to takim punktem wyjścia, dla mnie samej, do rozmyślań, co ja bym chciała, dzięki temu, że gram. Co chciałabym powiedzieć i przeżyć. To uruchomiło szereg różnych innych rzeczy. I bardzo się z tego cieszę
Kiedy pierwszy raz zaśpiewałyście te piosenki?
Bardzo szybko. Darek chyba w kwietniu (2009r) przywiózł mi płytkę. Od razu zakręciłam się „Osobnym razonem”. I to sobie bardzo szybko zrobiłyśmy. W czerwcu na koncercie już go zagrałyśmy. A w lipcu pojechaliśmy i zrobiliśmy kolejnych siedem numerów. I tak powoli zaczęłyśmy grać te kolejne kawałki
Fascynujące jest dla mnie to, że zrodził się z tego plan wyjazdu na Syberię. Powstał Projekt Yanka
Tak. Siedziałyśmy na wsi, właściwie siedzieliśmy, bo z Darkiem, i robiliśmy piosenki. Jak wróciłam do Krakowa to pierwsze co mi wpadło do głowy, to to, że trzeba tam jechać i zobaczyć miejsca w których ona grała. I zrobić o tym film
Spróbować znaleźć ludzi, którzy ją znali
Mamy kontakt z trzema muzykami, którzy z nią grali. Odezwała się też jej przyjaciółka Anna Wołkowa, pierwsza żona Lietowa z Garażdanskiej Oborony
Kto zajmie się scenariuszem?
Steffi Trambow, niemiecka reżyserka, która bardzo zakręciła się pomysłem, napisała scenariusz. I największa szansa jest, że to ona właśnie, dostanie pieniądze od fundacji niemieckich, na zrealizowanie tego filmu, który jeśli się uda, będzie kręcony w przyszłym roku. Na początku, ja i Aga Barańska z Radia Kraków, miałyśmy napisać scenariusz, ale Steffi to przejęła i wzięła się za to ostro. Ja oczywiście to rozgłaszałam, ale sama nie umiałabym zdobyć na to pieniędzy
Co sądzisz o scenariuszu?
Przeczytałam scenariusz i trochę śmiesznie, bo wynika z niego, że to będzie film bardziej o Transloli, a może o Transloli i Yance. Wiemy już, że w październiku będziemy w Perm na festiwalu MitOst. Tutaj działa z nami Agata Dutkowska. Jedziemy Moskwa – Perm. Może zrobimy wstępny risercz przed filmem. Ma się dużo dziać. Zobaczymy co z tego wyniknie
To świetna wiadomość
Namawiam jeszcze Agę Barańską, dziennikarkę, która też jest zarażona pomysłem, żeby przy okazji całego projektu o Yance napisała reportaż. Pewnie trochę tak jest, że ja sama mam ochotę, żeby go napisać. Szczególnie, że ostatnio czytam dużo reportaży. Przeczytałam Wadera
Podoba mi się , w jaki sposób opisujesz swoje przemyślenia na Waszym blogu. Jest w tym lekkość, dobrze się czyta
Zawsze we mnie było gdzieś, że chciałam pisać. Ale powiem szczerze, że w liceum nie miałam najlepszych stopni z języka polskiego, chociaż się przykładałam
Myślę , że problem mógł być w nauczycielce
Bardzo lubiłam język polski. To był jeden z nielicznych przedmiotów, których się uczyłam, a miałam, cholera, zawsze dety z wypracowań. I narosło we mnie przekonanie, że nie potrafię pisać
Dobrze, że Cię nie zniechęciły do literatury
Mam fioła na punkcie literatury. Bardzo dużo czytam. Mogę o sobie powiedzieć, że czytam bez przerwy.
Oczywiście jak tak się czyta, to też chce się spróbować z drugiej strony. I pomyślałam sobie, że Yanka, tak naprawdę, to genialny temat na reportaż
Fot.: Tomasz Rusinek
Szybko i intensywnie żyła. A ile zrobiła do tego czasu…
No właśnie, a ile zrobiła do tego czasu. Miała 24 lata, mój syn ma 20 lat, jest ciągle niedojrzały, przepraszam cię mój synu. To są takie rzeczy, że łeb spada. Co ta dziewczyna miała w głowie mając tyle lat, że potrafiła stworzyć tak wielkie rzeczy. Już pomijam te muzyczne historie, bo ona pisała piosenki całkiem proste. Też fajne, ale te poezje! Ona naprawdę była wybitną poetką. Straszliwie mnie kręci sam fakt, że ona mając 24 lata musiała już tyle przeżyć, rozumieć, przeczuwać, że musiała popełnić to samobójstwo?? Że to życie w niej tak jakoś szybciej się działo. Cała ta historia dlaczego ona popełniła samobójstwo… Okazuje się, że ona nie tylko z Lietowem była przez półtora roku grając w Grażdanskiej Oboronie, ale że tak naprawdę jej wielką miłością był niejaki Aleksander Baszłaczow, też wybitny poeta, który popełnił samobójstwo przed Yanką. Jest podejrzenie, że ten Lietow to był taki wicher, który przemknął przez jej życie. Ale tak naprawdę, to ona, zawsze kochała Baszłaczowa. I tak naprawdę, po jego śmierci, nigdy się już nie otrząsnęła. Zresztą po jego śmierci napisała swoje najlepsze poezje. A później dołożyła się jeszcze śmierć jej przyrodniego brata. Myślę, że gdzieś ta postać, dla mnie, ma tajemnicę. I mam takie pragnienie, żeby napisać ten reportaż, tylko nie wierzę, że potrafię to zrobić
Myślę, że to bardzo dobry pomysł, żebyś Ty, ze swojego punktu patrzenia, widzenia, zakręcenia się jej osobą, jej twórczością, jej życiem, napisała swój reportaż. To byłoby naprawdę interesujące
Ja się już cieszę, że tyle ludzi usłyszało o Yance Diagilewej, dzięki robocie Transloli
A co w planach na najbliższy czas?
W sobotę 10 lipca koncert w Warszawie w ramach Inicjatywy Pomada – zorganizowany przez warszawskie feministki. 01 sierpnia w miejscowości, z której pochodzi Gabi – w Radomyślu, a potem Lady Fest w Kolonii, czekamy jeszcze na zaproszenie z Berlina i Wiednia. A w październiku już Perm i podróż koleją Transsyberyjską
Życzę pomyślności w realizacji wszystkich projektów! Ewa, dziękuję za rozmowę. Było mi bardzo miło
Dziękuję.