BEGIN TYPING YOUR SEARCH ABOVE AND PRESS RETURN TO SEARCH. PRESS ESC TO CANCEL

Zostawić po sobie odpowiedni obraz

hashphoto-piotr_sojygpoxnugrwqethhnmwusyjh.jpg

Rozmowa z Piotrem Lutyńskim, artystą od lat mieszkającym na Kazimierzu, malarzem, rzeźbiarzem, muzykiem, performerem.Urodził się w 1962 roku w Tychach. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem, studiował na Wydziale Pedagogiczno-Plastycznym Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. W 1990 roku obronił dyplom z grafiki w pracowni prof. Eugeniusza Delekty. Realizuje pokazy muzyczno-wizualne, w których uczestniczą żywe zwierzęta. Stworzył także Projekt KR 736EJ: autobus, który jest jednocześnie środkiem komunikacji, sceną, galerią i miejscem pracy artysty.

 

 

Witaj, Piotrze. Trudno dotrzymać Ci kroku w Twojej karierze artystycznej, realizujesz wciąż nowe projekty. Jesteś artystą, który nie tylko wykonuje swoje dzieło, ale także przedstawia jego historię, interpretuje. Epitety: ruchoma galeria, rzeźba ożywiona, ptasia kolumna, obrazy znalezione – są Twojego autorstwa? Czy też zostały stworzone przez dziennikarzy?

Z reguły są to tytuły pokazów, które tak po prostu określiłem, żeby je przybliżyć publiczności i na te tytuły – tak jak na obrazy znalezione – trzeba zaczekać. Zazwyczaj pojawiają się nagle w trakcie pracy i zamykają całą historię, cały przekaz.

hashphoto-minirotation_of_auto_zpanvuvvvrd.jpg

Piotr Lutyński, KR 736EJ, collage, 2008r.

Ruchoma galeria, czyli Projekt KR 736EJ, to piękny niebieski autobus, którego wnętrze jest rzeczywiście galerią, a dach bywa sceną dla koncertów. Cudowny pomysł, który mógłby wydawać się szalony, gdyby nie to, że autobus został faktycznie zakupiony, jeździ po Polsce, Europie, razem z grupą muzyków grywasz na jego dachu, wyświetlasz filmy z trasy (Podgórze – pod mostem Piłsudskiego – wrzesień 2009, dni Podgórza – Cricoteka – 2009). Jak udaje Ci się realizować swoje marzenia? Gdzie szukasz sponsorów?

Mieszkam ponad dziesięć lat w Krakowie i przez rozmaite realizacje, w różnych miejscach, powstało wokół mnie grono ludzi zainteresowanych, przyjaciół, galerników. Człowiek po prostu wrasta w przestrzeń i zaczyna funkcjonować. A potem często dzieje się tak, że ci ludzie okazują pomoc przy realizacji jakichś pomysłów. W przypadku realizacji Projektu KR 736EJ była idea, co do której trzeba było podjąć jakąś decyzję, zaryzykować i zrealizować oczywiście zakup autobusu. Miałem pomoc z kilku miejsc, między innymi z Domu Krakowskiego w Norymberdze. Grażyna Wanat – kierownik Centrum Kultury Domu Krakowskiego – pomogła nam, dlatego później pojechaliśmy do niej zagrać koncert. Wspomaga mnie też Alchemia, jeden z lepszych klubów w Krakowie, a na Kazimierzu najważniejszy, ze sceną, na której często gramy.

hashphoto-facetzjajami_aoesmtxffdjtpsdayli.jpg

              Piotr Lutyński, Narodziny 2010r. Gallery Dada Post, Berlin

Czym według Ciebie jest marzenie artystyczne?

Marzenie artystyczne polega na tym, że trzeba najpierw mieć wyraźną wizję. Ona się krystalizuje przez trzy lub cztery lata – szczególnie taka, która jest związana z dużym wysiłkiem. Potem przychodzi moment, kiedy rozsiewa się idee wśród znajomych, wśród galerników, którzy zaczynają z czasem wierzyć, że jest to możliwe. I nagle to się zdarza! Wielkim szczęściem jest móc zobaczyć taki proces od początku do końca, realizować to, ale oczywiście trzeba mieć też wizję jak zakończyć taki projekt i kiedy. Zrealizowane marzenie z czasem zaczyna nas zaskakiwać. Jeżeli powstaje rodzaj rzeźby, która jest jednocześnie galerią, biblioteką, miejscem, w którym gra się muzykę, robi się performance – to w gruncie rzeczy jest to samograj, zaczyna samodzielnie funkcjonować. Główną siłą tego projektu jest znów grono przyjaciół, którzy w nim uczestniczą. Nigdy nie jest przecież tak, że taka inicjatywa jest zawieszona w próżni. W moim przypadku, z reguły uczestnikami są ludzie z rejonów Kazimierza. Wracając do Autobusu – włożyłem w pewnym momencie sporo energii, żeby zbudować tę przestrzeń i póki płynie z niego pozytywna moc i daje on różne możliwości, a przede wszystkim – pełną niezależność, to  jest to przedsięwzięcie warte realizacji. Ostatnio dostałem potwierdzone zaproszenie do Danii. Autobus pojedzie tam i zostanie na trzy miesiące.

Jesteś znany, rozpoznawalny. Próbowałeś kiedyś wpisać w „Google” swoje nazwisko?

Wpisuję, tylko nie mam cierpliwości, żeby to wszystko czytać, trochę się tego nazbierało. To jest bardzo cenne, bo ja sam nie jestem w stanie poświęcić temu za dużo czasu. Trudno jednocześnie pracować nad czymś i tworzyć dokumentację do tego, co się zrobiło. A to, co ktoś umieści w wywiadzie czy artykule, to jest pewien rodzaj dokumentacji.

Ale słyszałam, że powstaje strona o projekcie KR 736EJ (Patrz: www.kr736ej.com)? To chyba wniesie jakiś ład w ten ogrom rzeczy powstających za Twoim udziałem?

Oczywiście. Strona dużo ułatwi – powstanie punkt odniesienia dla ludzi, którzy chcą zasięgnąć informacji. To jest fajne, bo mnie to ratuje, często skasuje się zdjęcia, nagrania z koncertów, a koncerty nigdy się nie powtarzają – za każdym razem gramy inną muzykę.

hashphoto-ptasiakolumna_ayyikosdkbomldxggd.jpg

                            Piotr Lutyński Ptasia Kolumna 2003r. Bunkier Sztuki, Kraków

Mieszkamy po sąsiedzku, latem często widuję Cię z okna mojej kuchni: piłujesz, kleisz, przybijasz. Ja gotuję obiad, a na balkonie naprzeciwko powstaje – być może – „Facet z jajami”. Chwilę później spotykamy się, idziesz do szkoły po synka. Nie uciekasz od rzeczywistości. W jaki sposób pozwalasz – „naturze na naturalność a sztuce na sztuczność”? To są dwie płaszczyzny na innych poziomach? Czy jakoś się uzupełniają?

Myślę, że równowaga psychiczna może pomóc w realizacji pewnych rzeczy. Życie prywatne jest bardzo ważne. Jeżeli człowiek radzi sobie z małżeńskimi sprawami, z dzieckiem, to bardzo dobrze robi , bo daje nam równowagę psychiczną. Co do sztuki – nie jest niczym innym, jak przetworzeniem rzeczywistości. Tylko musi ją przetworzyć w jakąś uniwersalność, która dotyczy wszystkich ludzi. O realizacji głębszej i mądrzejszej możemy mówić dopiero, gdy nauczymy się łączyć te dwie formy działania.

Znasz film Petra Zelenki „Pupendo”?      

Nie, ale kocham i głęboko czuję czeskie kino, więc nawet nie oglądając tego filmu – oczami wyobraźni widzę aktorów, którzy w nim mogli występować. To coś, jak kolorowe obrazy Pieta Mondriana. Drukowane w starych książkach o sztuce są czarno – białe, ale dokładnie wiem, który kolor odpowiada któremu kolorowi w oryginale, czyli wiem jaka szarość jest odpowiedzialna za błękit a jaka szarość za żółć. I mogę odczytywać kolorowy obraz na bazie czarno – białej fotografii.

Wracając do pytania: w filmie, artysta zajmuje się produkcją świnek – skarbonek, ponieważ akurat na nie jest popyt. Popełniłeś kiedyś w życiu taką świnkę?

Nigdy nie musiałem, po prostu jak dotąd – wolałem popracować na budowie, albo przy zwierzętach w Niemczech, czy też zbierając winogrona we Francji i doświadczać interesujących rzeczy, niż robić chałturę. Nigdy nie miałem pokusy, żeby malować obrazki po to, by sprzedawać je potem przy Bramie Floriańskiej. Bezkompromisowość popłaca, ale można się o tym przekonać dopiero po latach. Jeżeli natomiast „daje się plamę” czyli człowiek oddaje się chałturze, to prędzej czy później psychicznie się rozpada. Mam znajomych, którzy ponoszą tego konsekwencje.

hashphoto-malejajawczasie_vpisrxgsdigmykby.jpg

Piotr Lutyński, Narodziny, 2006, Galeria Starmacha, Kraków

Jaki jest twój stosunek do współczesnej sztuki sakralnej w Polsce?

Ja nie widzę – oprócz dzieł Nowosielskiego – sztuki sakralnej w Polsce. Ona gdzieś zaniknęła i zajmują się nią najgorsi artyści w tym kraju. Weźmy na przykład pomniki Papieża Jana Pawła II, które są fatalnie wykonane, śmieszne i żenujące, bo papież był na tyle świetlistą postacią, że współczesne pomniki powinny być budowane światłem, jak w World Tride Center te trzy projekcje świetlne, które pokazywały przez jakiś czas centrum wypadku. Tak samo papież powinien być budowany bardziej światłem niż czarnym brązem. Tak samo uważam, że współczesne kościoły – także tu, w Krakowie – są źle zaprojektowane, pozbawione ducha. …..  Nie mogę na nie patrzeć. Nie ma współczesnej sztuki sakralnej w Polsce, chociaż wszystko się robi, żeby udowadniać, że ta sztuka jest żywa. Według mnie – ona jest martwa tylko dlatego, że najgorszy typ chałturników zajmuje się nią, oprócz oczywiście mistrzów formatu Nowosielskiego. Tak już jest, że z reguły co 50 lat pojawia się paru wielkich artystów, a potem znów jest cisza i pustka.

Czy swoją sztuką chcesz jakoś kształtować naszą polską rzeczywistość? Coś zmienić?

Nie zajmuję się sztuką krytyczną. Może performance są trochę społeczne. Niektórzy artyści chcą być politykami, zostawać dyrektorami galerii albo wskakiwać do rządów, żeby zmieniać rzeczywistość. Ja nie chcę pracować w ten sposób i nie chcę, aby moja sztuka była zaangażowana politycznie. To, co można zrobić, to jest praca nad sobą samym i zmiana, jeżeli następuje, musi być bardzo powolna i wyważona. Historia zna przykłady negatywne – byli we Francji artyści zaangażowani w komunizm, popierali Stalina. Kiedy później wyszło na jaw, że jest zbrodniarzem, było im przykro, Picasso też angażował się w walkę, w socjalistyczne idee. Ideologie w sztuce  wcześniej czy później okazują się być jakimś nieporozumieniem, błędem.

Twoje wernisaże są niezwykłe. Jesteś dobrym gospodarzem; zwiedzających traktujesz jak gości, witasz ich. Oni również sprawiają wrażenie, jakby przychodzili na przyjęcie, przynoszą wino. Trochę onieśmieleni, przechadzają się wśród Twoich projektów, instalacji, zastanawiają się, co Autor miał na myśli. W tym czasie Ty, przebrany za kurę, przygrywasz na skrzypeczkach. Czy publiczność również stanowi część Twoich projektów? 

Póki żyję, i póki realizuję takie przestrzenne realizacje multimedialne, związane z performance, między odwiedzającymi galerie, albo w przestrzeni publicznej, takie rzeczy chcę realizować. Chcę wykorzystać moment, kiedy jeszcze człowiek może zbliżyć się do ludzi, spróbować ich otworzyć, stąd udział zwierząt w moich instalacjach. Z moich obserwacji wynika, że  zwierzęta powodują na początku zaskoczenie i zażenowanie, a potem  rozluźnienie. W tych spektaklach pojawia się też muzyka, dążę do stworzenia instalacji wielowymiarowej . Chciałbym, aby moja działalność rozwijała się w kierunku jakiejś rzeźby totalnej,  która wypełni całą przestrzeń.  Stąd pomysł na autobus, który jest rzeźbą, a jednocześnie wchodzi w muzyczną przestrzeń.  Zapraszam ludzi: amatorów, dzieci, którzy pozornie kiepsko grają na instrumentach, aby osiągnąć pozornie słabe wykonanie. Okazuje się, że wcale nie trzeba być filharmonicznym muzykiem, żeby móc bez przygotowania i bez nut poradzić sobie  z graniem w orkiestrze.  Trzeba tylko wymyślić wspólną nutę, która się później rozwija  i powstaje naprawdę interesująca muzyka. W różnych regionach kraju i za granicą próbowałem to realizować i za każdym razem efekty są zaskakujące. Jest to zaangażowanie z mojej strony ale za chwilę wchodzi w to publiczność i powstaje  jakaś wymiana, której nie chcę do końca kontrolować i nad nią zapanować. Między grającymi a słuchaczami powstaje muzyczna przestrzeń. Jest to dla mnie bardzo interesujące.

hashphoto-malylipskkoncert_kctaqlzsktyabpf.jpg

          Piotr Lutyński KR 736EJ 2009 r. koncert, performance, Lipsk

hashphoto-drezno_zespol_evftltannxrdgotwth.jpg

          Piotr Lutyński  KR 736EJ 2009 r. koncert, performance, Drezno

hashphoto-secondlife2_zufydepxvhgkcvbjqpms.jpg

    Piotr Lutyński Second Life 2007r. performance  Art In General, Nowy York

Grasz rodzaj muzyki, będący kompilacją elementów różnych, ludzie słuchając jej  – są zaskoczeni, nie do końca ją rozumieją, czy o to chodzi? I jaki to jest rodzaj muzyki?

To jest muzyka emocjonalna, improwizowana.  Są w niej właściwie wszystkie gatunki, od free jazzu do folku. A ostatnią rzeczą, jaką chciałbym robić to grać standardy. Wśród muzyków, z którymi współpracuję, są amatorzy i zawodowcy, każdy z innymi doświadczeniami. Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy grać melodie znane, tylko po co? Moim zdaniem dużo lepiej jest za każdym razem zrobić coś, czego ani my, ani nikt inny nigdy wcześniej nie wykonywał. Od momentu, kiedy robimy własną muzykę, okazuje się, że powstają dźwięki, których nikt wcześniej nie słyszał i nie usłyszy, chyba, że powstanie nagranie. I to dla mnie jest fascynujące. Powstaje coś nowego, spontanicznego. Wszyscy są zaskoczeni. Powtarzanie czegoś, co jest dawno już zamkniętą historią, według mnie nie ma sensu.

Urodziłeś się na Śląsku, uczyłeś się w Zakopanem i śląskim Cieszynie, od dłuższego czasu mieszkasz w Krakowie na Kazimierzu. Czy odnalazłeś swoje miejsce?

Wydaje mi się, że tak, mam tutaj rodzinę: synka, żoneczkę. To miejsce mi odpowiada, mieszkałem już w różnych miastach; w Sosnowcu miałem własną pracownię, za darmo i jedzenie za darmo – taką złotą klatkę – nie musiałbym się niczym przejmować, tylko pracować. Wolę jednak mieszkać i realizować swoje projekty tutaj, wychodzę na ulicę, jestem w pięknej architekturze, mam grono przyjaciół, z którymi gram. Poznaję  wielu ludzi. Myślę, że Kraków jest teraz jednym z najciekawszych miejsc na świecie, tylko tego nie doceniamy. Nowy Jork, Berlin, Wiedeń…. to  miasta bardzo podobne. To jest złoty czas Krakowa, szkoda, że miasto nie zabiega o to, żeby ambitne miejsca jak np. galerie, miały niższy czynsz  – łatwiej mogłyby się utrzymać.  Młodym historykom sztuki, jest naprawdę ciężko otworzyć galerię ze względów finansowych, powinni otrzymywać wsparcie od miasta. Taka inwestycja naprawdę by się opłacała. To później przynosi efekty i jeżeli ktoś pyta, jak to miasto ma się rozwijać, to właśnie tak: wspieraniem inicjatywy młodych twórców i potencjalnych właścicieli galerii, klubów muzycznych. Widziałem w Berlinie galerie w ścisłym centrum o powierzchni 100 m i czynszem 200 euro za lokal . Berlin ma po prostu ambitny program wspierania sztuki. Wtedy taka galeria zaczyna żyć, w przeciwnym wypadku nie jest w stanie utrzymać się nawet pół roku.

Jak myślisz, dlaczego Kazimierz jest tak lubianym miejscem? Na czym polega fenomen Kazimierza?

Na każdym kroku czuje się przeszłość, z jednej strony jest to niekomfortowe – ja urodziłem się w Tychach i tam jest wszystko nowe, dobrze zaprojektowane. Socjalistyczny, ale naprawdę dobry projekt miasta – z ogródkami, parkami. Precyzyjnie zbudowane miasto, pozbawione tego obciążenia historią. Z drugiej strony jednak – brak obciążenia usuwa też punkt odniesienia. Na Kazimierzu wszystko jest uwikłane w przeszłość. Nie ma tutaj miejsca, gdzie nie powinien powstać jakiś pomnik, a to mogłoby być trochę męczące. Wolę jednak taką przestrzeń jaka jest. Do Wawelu mamy stąd cztery minuty, to jest niesamowite, że możemy w każdej chwili pójść zobaczyć zamek królewski. Do Rynku jest tak samo blisko, a tutaj te synagogi na Kazimierzu, przepiękna architektura…

Szkoda, że nie ma tutaj takich parków, jak w Tychach

Trochę szkoda, ale na to już nic nie poradzimy.

Jest coś, czego Ci szczególnie brakuje na Kazimierzu?

Na pewno przydałyby się dwa lub trzy kluby muzyczne, tylko kłopot jest z sąsiadami, którzy nie wyrażają zgody na sąsiedztwo klubu puszczającego głośną muzykę. Bez tego nie może powstać scena muzyczna, która nabierze wagi . Do  Alchemii przyjeżdżają najważniejsi muzycy grający free jazz – jazzowe koncerty są tutaj na najwyższym światowym poziomie. Jeszcze ze dwa takie kluby jak Alchemia, i będzie już bardzo dobrze.

hashphoto-miedzykoniemaobrazem_cysygivheux.jpg

                 Piotr Lutyński, Pomiędzy koniem a obrazem 2003, Alchemia, Kraków

Klub Alchemia zorganizował wystawę „Między koniem a obrazem”. Nie masz wrażenia, że możliwość umieszczenia konia między ludźmi siedzącymi w pubie – jakoś wpisuje się w obraz Kazimierza? No i oczywiście w obraz Alchemii, o której wspominałeś już wielokrotnie – jednego z najbardziej kazimierzowskich pubów?

Właśnie tak jest. Do niedawna można było na Placu Nowym kupić jakieś większe zwierzątka, konie chyba też, w każdy piątek można oglądać tutaj gołębie, kaczki i kury i króliki. Jeszcze 10 lat temu bywały też świnki i konie. I to jest cudowne. I najważniejsze jest to, żeby nie inwestować  w nowe hostele , żeby pokazać, jacy jesteśmy nowocześni, tylko  w hodowców ptaków, królików. W gołębiarzy, żeby przetrwali, bo tylko w ten sposób można zatrzymać turystów, zaskoczyć ich. Hotele są na całym świecie, natomiast takich  miejsc, gdzie ktoś sprzedaje gołębie po 5 zł, i jeszcze musi zapłacić za miejsce , żeby mógł swoje stanowisko postawić – nie ma!  Ci ludzie są fascynatami: kochają ptaki, tworzą nowe gatunki. Jak oni zginą, to zginie cała tradycja Kazimierza. To musi dotrzeć do władz miasta, tradycji nie buduje się nowymi hotelami , tylko zachowując stare zwyczaje, miejsca – handel na Grzegórzkach jest sto razy ważniejszy niż hotel, który miał powstać na tym miejscu. Powinno się dopłacać każdemu hodowcy za to, że hoduje ptaki. Wydaje się to absurdalne, ale to jest jak spektakl, jak performance.  W oczach tych ludzi widać, że to jest fascynacja. Jeżeli zamiast tego pojawi się piwo i kebaby jako najważniejsza tradycja Kazimierza, to będzie to jakiś absurd.

Jesteś zawsze uśmiechnięty, pogodny. Twoja sztuka też wydaje się nieść przesłanie optymistyczne. W wywiadzie z października 2006 roku z Jaromirem Jedlińskim powiedziałeś, że „mieszkasz trochę w obrazie, nie tylko między obrazami”. To musi być bardzo jasny, pozytywny obraz.

Dosłownie jest tak, że jeżeli pracuję nad obrazami, to też w nich po trochu mieszkam. Są w głowie, szkicownikach, przestrzeni publicznej. Taki rodzaj przenikania. Myślę, że dotyczy to nas wszystkich, każdy z nas w życiu zostawia jakiś obraz. Wczoraj na przykład byłem na wystawie Tomka Wawaka „Pod Gruszką” i oglądałem obrazy bardziej lub mniej kolorowe, ale według mnie wszystkie łączyło jedno – to obraz, który powstaje pomiędzy, w trójwymiarze. I jeśli wyobrażam sobie Picassa, to widzę właśnie jeden wyraźny obraz, który powstał na bazie wszystkich, które znam. Albo na przykład Roman Opałka, który  od 1965 roku zapisuje obrazy liczbami – w ten sposób ukazuje upływ czasu. Każdy z nas, robiąc różne rzeczy w życiu, wytwarza rodzaj aury, która jest obrazem przestrzennym i może być pozytywna albo negatywna. Kiedy człowiek odchodzi, aura zostaje – jest ona w pewien sposób obrazem, nad którym pracował całe życie. Myślę, że powinniśmy zatroszczyć się o to, aby zostawić po sobie odpowiedni obraz.

Wierzę, że w Twoim przypadku właśnie tak będzie. Dziękuję Ci bardzo, Piotrze, za rozmowę.

Dziękuję bardzo.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Skomentuj